piątek, 20 marca 2015

VII Myśli

Megami
  Czekałam w ogrodzie, a raczej w miejscu, którego kiedyś można było tak nazwać. Siedziałam na wielkim głazie i bawiłam się wachlarzem, dzięki któremu miałam kilka asów w rękawie. Podniosłam się na równe nogi, kiedy wyczułam zbliżającego się ucznia. Byłam sobą bardzo rozczarowana. Ching miał rację nie panuje nad tymi emocjami. To był czysty instynkt, nigdy nie zapomnę tych scen... mój pierwszy raz i w ogóle go nie pamiętam!!!
- Meg?... Co robisz na tych treningach?- Spytał znudzony, kiedy wyrwałam się z moich zamyśleń i zwróciłam na niego uwagę. Poczułam ulgę widząc, że się nie zmienił mimo jego dorastania.
- W ciągu minuty musimy się tam wspiąć i w ciągu pół zejść włącznie z przerwami... na ćwiczenia.- Dodałam widząc jak ulga wyparowuje z jego twarzy i przeradza się w przerażenie. Uśmiechnęłam się ciepło i pogłaskała go delikatnie po grzywce przypominając sobie jaki bym energiczny kiedy był dzieckiem. Wydawał się oburzony moim czynem, ale nic nie powiedział. Prychnął i skierował się w stronę ścieżki, która prowadziła na skalisty szczyt.
- Masz więcej czasu niż minuta, ale dlatego bo jesteś zmęczony i zbyt ciężki trening może ci bardziej zaszkodzić niż pomóc. Umówmy się tak... Jeśli czujesz zmęczenie przestajesz, dobrze?- Spytałam mierząc go wzrokiem godnej najlepszej opiekunki. W odpowiedzi usłyszałam prychnięcie i po krzyku start zajęło mi 40 sekund by dotrzeć na szczyt. Lenny był dopiero na początku i z trudem biegł. Szczęka opadła mu do ziemi i pewnie głowił się jak taka prędkość może być możliwa... gdyby miał ojca smoka też by tak mógł. Nie bez przyczyny podnoszę rzeczy, które są nawet dziesięć razy cięższe ode mnie.
- Spokojnie Lenny jak skończysz spotkamy się na dole!- Krzyknęłam kiedy po 10 minutach minęłam go w połowie drogi dyszącego niczym pies w upale. Spojrzał na mnie jak bym miała trzy głowy i powlekł się dalej cudem utrzymując się na nogach, które chwiały mu się niczym, gałęzie drzewa na wietrze.
- Jesteś dziwna!- Pisnął zmordowany, ale "biegł" dzielnie dalej podczas gdy ja miałam czas na pobijanie swoich rekordów.
     Około godziny dwudziestej skończyłam mój trening i czekałam aż panicz Tao się obudzi ponieważ zemdlał z wyczerpania.
- Może byłam za surowa?- Spytałam się w sumie siebie samej, kiedy przewiesiłam chłopaka przez ramię podobnie jak mój ojciec robił z moja matką, kiedy chciał ją zdenerwować i wróciłam do posiadłości. Szamani jedli i się bawili ponieważ wieczór mieli wolny. Medium o dziwo mnie zignorowała, za co byłam jej bardzo wdzięczna. Poszłam do sypialni zielonookiego i położyłam go na łóżku. Wyglądał bardzo spokojnie kiedy spał. Taki mały aniołek, który nie może skrzywdzić muchy.
-Tak, jak te pozory mylą.- Mruknęłam na pod nosem idąc do łazienki po mokry ręcznik by wytrzeć twarz bruneta. Po raz pierwszy w życiu widziałam, żeby z jego twarzy lała się woda. Otarłam mu ją i odtrąciłam kilka kosmyków włosów, które przykleiły się do jego mokrej twarzy. Pamiętałam jakby to było wczoraj. Zielonooki biegał po całej sypialni i uciekał przed pokojówkami krzycząc, że nie pójdzie spać. Oczywiście po godzinie był zmęczony, a kobiety wściekłe i wkraczał ja z magiczną ręką usypiania. Przez dwa lata obiecywałam mu prawie co noc że jak podrośnie będzie mógł trenować ze mną. Był taki energiczny, uparty i pewny siebie. Trudno było mu zaprzeczyć w czymkolwiek. Teraz jest starszy. Na pierwszy rzut oka  już w pierwszy dzień naszego spotkania mogłam stwierdzić, że bardzo się zmienił nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru. Już nie był słodkim i posłusznym chłopcem, tylko upartym, zawziętym, wygadanym, złośliwym, pyskatym nastolatkiem, który w brew pozorom potrzebuje miłości, choć broni się od jak przed ogniem.
- Zostań.. Nie odchodź.. Megi.- Lenny złapał mnie mocno za nadgarstek cudem nie przyprawiając o zawał serca. Naprawdę ten dzieciak kiedyś wpędzi mnie do grobu.
- Nigdzie nie idę Lenny.- Powiedziałam łagodnie nachylając się nad nim, by usłyszał mój cichy głos. Jego uchwyt na moim nadgarstku był silny i jedno przewrócenie się na drugi bok pociągnęło mnie za nim. Żyłka na czole zaczęła mi niebezpiecznie drgać. On naprawdę myśli, że jeśli robi to przez sen to nic mu nie zrobię?! Od małego ciągle się do mnie tulił, ale teraz to jest nie tyle stresujące, co niewygodne. Zmuszona, przez dziecko do małżeństwa, przespałam się z nastolatkiem przed ślubem ( nie żeby moi rodzice byli lepsi) i mam się zachowywać normalnie?? Przepraszam, ale ja też mam swoją dumę i przestrzeń osobistą!
- Jestem ciekawa ja jutro zareagujesz Lenny.- Uśmiechnęłam się złośliwie już słysząc jego makabryczne krzyki i jąkanie się. Och moja zemsta będzie słodka!
    Następnego ranka obudził mnie huk spadania czegoś ciężkiego na podłogę. Otworzyłam leniwie oczy i przeczołgałam się na drugi brzeg łóżka by spotkać się z zielonymi oczami wojownika, który masował sobie tylną cześć ciała.
- Kiedy byłeś mały ciągle ze mną spałeś. Nie rób z igły widły z resztą to nie ja przez sen nie pozwałam ci odejść.- Powiedziałam jakbym czytała mu w myślach. Otworzył szerzej oczy i gdy miał furknąć na mnie w odpowiedzi znów upadł na podłogę, a jego twarz przybrała kilka odcieni czerwieni.
- Mógłbyś Lenny rano tak nie hałasować? Jestem zmęczona.- Zasłoniłam usta dłonią by ukryć moje długie ziewnięcie. Kontem oka dostrzegłam czwartą rano na budziku i postanawiając spać dłużej okryłam się kocem i poszłam spać zostawiając na ziemi biednego szamana, który bezgłośnie ruszył na drugą stronę łóżka z nowym kocem ponieważ pod jednym byłam ja, a na drugim leżałam, więc nie miał wyboru jak pójść do MOJEGO pokoju i wziąć MÓJ koc.. Później odrobi to w treningach będzie tak zmęczony, że następnym razem pomyśli za nim weźmie ode mnie cokolwiek.
- Jak ja się w to wpakowałem?- Mruknął za nim znów poszedł spać, a przynajmniej powinien choć jestem pewna że był za bardzo rozbudzony po bliskim spotkaniu z brązową podłogą żeby znów usnąć.
Obudziłam się około godziny później, Len siedział w fotelu i czytał książkę. Był tak zagłębiony w swej literaturze, że nawet nie zauważył, kiedy wyszłam się przebrać i wykąpać. Potem wróciłam do jego sypialni i zastając go w tej samej pozycji przewróciłam oczami. Podeszłam do niego i delikatnie zabrałam mu książkę. Jego wzrok automatycznie wylądował na mnie. Normalnie by wrzeszczał i krzyczał by oddano mu książkę, ale na mnie jakoś nigdy nie krzyczał... A przynajmniej jak krzyczał to było bardzo epizodycznie.
- Co robisz?- Spytał w zamian uważnie obserwując jak wkładam zakładkę w miejscu gdzie przerwałam mu czytanie i odkładam książkę na jego biurko.
- Śniadanie i trening.- Odpowiedziałam słodko, chichocząc słysząc jego jęki. Brakowało mi jego dziecinnego zachowania.
- Nie zachowuje się dziecinnie!- Krzyknął naburmuszając lekko policzki. Spojrzałam na niego zdziwiona. Nigdy nie mógł przeczytać moich myśli, mam za silną blokadę dla ludzi z mocą podobna do niego jak nie silniejszą.
- Słyszę twoje myśli... Ja je słyszę!! HA!! I co teraz powiesz Anna?! Jestem niesamowity!- Krzyczał zrywając się ze swojego ulubionego miejsca, by skakać po pokoju niczym tygrys z Kubusia Puchatka.
- Jak?- Spytałam zdezorientowana, nie rozumiałam jak to jest możliwe. W końcu jestem smokiem, człowiek nie może mi czytać w myślach.
- Nie wiem, ale wczoraj kiedy mnie wymordowałaś słyszałem ciche głosy. Przez całą noc je słyszałem i rano medytowałem z tą książką... nie pytaj jak to możliwe... i tak mnie oświeciło! Ten tatuaż mi to umożliwił!- Mówił z wielką radością, co mnie trochę zaniepokoiło. Jego radosny uśmiech szybko zmienił się w złośliwy. Przełknęłam głośno ślinę mając bardzo złe przeczucia.
- Ty nie słyszysz moich, ale ja twoje tak. W każdej chwili mogę przeczyścić ci całą główkę z twoich tajemnic.- Powiedział tonem podobnym do jego ojca, kiedy proponował mi "wolność". Cofnęłam się o kilka kroków, po raz pierwszy w życiu poczułam strach.
- Ale tego nie zrobię. Sama mi wszystko powiesz w końcu jesteś moją narzeczoną.- Powiedział spokojnie, choć w głosie dało się wyczuć nutę rozbawienia. Jego oczy uważnie mnie skanowały, czułam się naprawdę nietypowo. Z jednej strony byłam szczęśliwa, że uszanował moją prywatność z drugiej byłam przerażona. Nie miałam drogi ucieczki od tego, zwłaszcza po wczorajszej nocy.
- Kiedy będę gotowa powiem ci wszystko, co chcesz wiedzieć, ale... Nikt inny nie ma prawa wiedzieć o tym. Rozumiesz?- Brunet skinął głową głową i skrzyżował ramiona na wysokości klatki piersiowej podnosząc twarz dumnie. Na jego twarz gościł zarozumiały uśmieszek, a oczy błyszczały iskierkami złośliwości.
- Doskonale. Teraz idziemy jeść. Musisz nabrać sił by pokonać tą górę w minutę.- Uśmiechnęłam się ciepło wychodząc z pokoju ciągnąc go za ramię ignorując jego protesty. Zrobię z niego takiego męża smoka, że mój ojciec będzie ze mnie dumny! Przy okazji Lenny przeżyje z nim bliskie spotkanie jeśli dam radę wrócić do domu.
- Szybciutko Lenny trening czeka!- Zachichotałam, kiedy zobaczyłam jego przerażenie na twarzy.
- Megami! Jesteś potworem!- Krzyczał kiedy wyprowadzałam go siłą z jadalni. Jego przyjaciele stali prosto niczym żołnierze salutując mu.
- Oddajemy ci cześć generale Tao. Umieraj z godnością.- Mówił Trey, podczas gdy reszta miała łzy w oczach przytakując niebieskowłosemu.
- Tak sir!- Krzyknęli chórem. Mój były podopieczny ma takich zabawnych przyjaciół!
- Ja nie chcę umierać!- Jęczał szaman, kiedy drzwi się za nami zamknęły zostawiając chłopaka na moje widzi misie. Gdybym nie była w tak dobrym nastroju to pewnie bym mu współczuła.


piątek, 6 marca 2015

VI Wiosna część 2

Len
   Obudziłem się z nieprzyjemnym kuciem w okolicach mojego barku, ale obok mnie leżało coś i było bardzo ciepłe. Po chwili poczułem to ciepło również na moim barku. Nie chciałem otworzyć oczu bo byłem zbyt zadowolony tym ciepłem. Bardziej wtuliłem się w mój mały grzejnik i musiałem usnąć. Kiedy się obudziłem widziałem przed sobą tylko blade blond włosy. Poderwałem się do siadu i spojrzałem w na twarz nastolatki, która patrzyła na mnie równie przerażona, choć jej wzrok cały czas utrzymywał się na moim lewym barku.
- Ja... ja...- Jąkałem się niesamowicie. Nie pamiętałem co się stało, ale patrząc na nasze postaci doskonale się domyśliłem, co mogło zajść.
- Lenny? Wszystko w prządku?- Spytała Megami siadając powoli uważając, by kołdra pozostała przy jej klatce piersiowej.
- Czy w porządku? Zwariowałaś?! Zmarnowałem ci życie!- Mówiłem przerażony, kiedy wspomnienia zaczęły wracać i naprawdę nie była to noc moich marzeń, ale jeśli Meg sobie to przypomni to się zabije, a tego nie przeżyje.
- Który jest dzisiaj?- Spytała spokojnie. Spojrzałem na nią zdezorientowany. Wydawała się całkowicie inna, a właściwie taka jaka była kiedy byłem mały!
- Hmy?... Drugi dzień wiosny.- Powiedziałem lekko zmylony patrząc na datę na laptopie, który swoją drogą znikąd znalazł się na moim stoliku nocnym.
- I po zawodach.- Mruknęła po nosem. Wstała i otoczyły ją niebieskie płomienie tworząc na niej białą sukienkę do kolan z czarną koronką i z fioletowym gorsetem bez rękawów wiązaną z tyły szyi. Włosy po rozczesaniu związała czerwoną wstążką w warkocz spojrzała na mnie z ciepłym uśmiechem i wyszła.
- Co tu się właśnie stało?- Spytałem patrząc na mojego ducha stróża, który zachichotał nerwowo. Spojrzałem na niego ostro. Nie miałem czasu na zabawy w kotka i myszkę wiedząc, że Bason coś wie i nie chce mi powiedzieć.
- To bardzo zabawne... Panienka straciła wczoraj kontrolę i coś w jej wnętrzu przejęło ją, a raczej całkowicie zagłuszyło jej zdrowy rozsądek. Panicz również wydawał się w transie, ale gdy mistrz próbował z nią rozmawiać to ekchem tak na pewno pan wie, co się działo.- Śmiał się nerwowo duch widząc jak otacza mnie mroczna aura. Byłem wściekły i cały ten gniew ze mnie wypływał.
- Tak, doskonale pamiętam tą noc. Miałem na myśli żebyś wyjaśnił mi dlaczego to się stało. I za nim zaczniesz zwalać winę na moje hormony powiedz mi, czemu tak bardzo swędzi mnie kark!- Warknąłem masując kujące miejsce. Przecież się nie przyznam tej paple, że kark mnie boli. Bason spojrzał na mnie i wzruszył ramionami.
- Tego paniczu nawet ja nie wiem.- Powiedział zasmucony i zniknął niczym kamfora, kiedy jeden z moich sztyletów prawie przebił mu się przez ten zardzewiały hełm. Warcząc pod nosem przebrałem się, a raczej umyłem i ubrałem. Pokojówka posprzątała moją sypialnię i pod groźbą śmierci nie pisnęła nawet słówka o tym, co znalazła w tym pokoju.
    Zszedłem do jadalni by być powitanym przez narzeczoną, która jakby nigdy nic posadziła mnie przy okrągłym stole i podała mi ogromny talerz z moimi ulubionymi ostrymi smakołykami. Złość od razu mi przeszła i zająłem się jedzeniem od czasu do czasu spojrzałem na nastolatkę, która jadła na przeciwko mnie ze swoją tradycyjną aurą troski, współczucia, miłości i opiekuńczości. Oczywiście, kiedy przyszła Anna i spojrzała na moje jedzenie, jakby było z kosmosu, miało czułki i się ruszało Megami spadł uśmiech a zastąpił go grymas niezadowolenia i irytacji.
- Dzień dobry.- Przywitałem się nawet nie patrząc na panią demon, kiedy sięgnąłem po mleko i na powrót zająłem się moim małym rajem. Ja nie wytrzymam tej rozmowy psychicznie!
- Lenny powoli, bo się udławisz.- Pouczyła mnie jasna blondynka, a na jej twarzy ponownie zagościł  ciepły uśmiech.
- Traktujesz go jak dziecko.- Zadrwiła medium, którą oboje staraliśmy się całkowicie zignorować.
- Kończ już Lenny. Mam dla ciebie trening.- Niebieskooka czekała, aż wstanę i dopiero wtedy wyszliśmy na dziedziniec, gdzie stały kolumny i liny pomiędzy nimi.
- Masz pokonać całą tą linię w jak najkrótszym czasie włącznie z wejściem.- Powiedziała trzymając w dłoni czerwony stoper. Przytaknąłem niechętnie, ale wiedziałem, że jeśli nie wykonam polecenia to wszystko będzie na moją niekorzyść. Tak więc od 11:00 do szesnastej siedziałem na dziedzińcu i ganiałem po tym drucie w jedną i w drugą stronę. Oczywiście to nie było zwykłe chodzenie w tą i we w tą. To była walka o życie, czyli innymi słowy istne pole tortur. Moi przyjaciele mieli własne pompki i brzuszki, więc kiedy się spotkaliśmy na obiedzie współczułem im całym sercem, bo teraz wiem, co czuli przez ten cały czas.
- Mój Yoh zrobił dzisiaj tysiąc brzuszków, dwie godziny siedzącego psa, dwie mile, trzysta przysiadów, i dwieście pompek.- Mówiła oschle Anna obserwując jak jej rywalka siedzi obok mnie i w kółko przeprasza za dzisiejszy trening całkowicie olewając istnienie wściekłej blondynki.
- Przepraszam Lenny! Nie chciałam zrobić ci krzywdy!- Płakała niebieskooka ignorując moje słowa żeby się nim tak mną nie przejmowała.
- Megi, nic mi nie będzie. Jestem tylko trochę zmęczony.- Próbowałem ją przekonać, ale kobieta swoje wie. Ta dziewczyna naprawdę wie jak spowodować bym nie był na nią zły.
- Mogło ci się coś stać.- Mówiła z niepokojem przykładając mi butelkę z zimnym mlekiem z lodówki do czoła i później policzków uważnie sprawdzając, czy wciąż tak ciężko sapie.
    Byłem przyzwyczajony do jej nadmiernej troski i trochę mi to schlebiało, że tak bardzo się mną przejmuję podczas gdy medium gotowała się ze złości bo z chęcią by wszystkich wykończyła.
- Potrenujesz ze mną dzisiaj?- Spytała nagle nastolatka patrząc z zainteresowaniem na swój sok pomarańczowy. Moje oczy powiększyły się i były niczym spodki od herbaty. Miałem osiem lat i moim marzeniem było trenować z nią, a teraz sama mi to proponuje! Jak to nie skorzystać z takiej okazji?!
- Jeśli chcesz.- Mruknęłam udając, że jest mi to obojętne, ale naprawdę to wewnątrz skakałem z radości.
- To wspaniale. Bądź gotowy za godzinę o i ubierz szalik jeśli zmienisz bluzkę.- Dodała dotykając ręką barku rumieniąc się przy tym lekko. Moja twarz wcale nie wyglądała lepiej, ale zawsze mogłem zrzucić winę na ciężki trening. Blondynka wstała od stołu i zniknęła za drzwiami. Mnie szturchnął Trey i wskazał na Kyoyame, której para uszami zaraz miała wyjść.
- Megi~chan powiedziała, że zna wielkiego szamana, który ma mnie trenować do turnieju.- Powiedziałem z złośliwym uśmieszkiem, śnieżynka miała już krzyknąć ze złością, że na to nie zasługuje, ale szturchnąłem go w żebra. Oboje mieliśmy uśmiechy godne największego złoczyńcy przyprawiając o dreszcze resztę drużyny.
- To nie fair krótko majtku! Ja też powinienem mieć takiego trenera.- Krzyczała niebieska czapa by nie narobić podejrzeń, że kłamię na złość naszej królowej. 
- Trzeba mieć taką narzeczoną śnieżynko. Właśnie Megi~chan powiedziała, że pojedzie ze mną na trening i osobiście mnie przeszkoli. W końcu posiadła wiedzę największych szamanów. Moja narzeczona jest doskonała. Prawda Anno?- Spytałem Wychodząc za nim medium miała okazję zniszczyć kubek rzucając nim o drzwi by mnie trafić, ale na jej pecha gdy jest wściekła ma słabego cela. Teraz jedynie zostało mi przeżycie treningu blondynki i wybycie z niej informacji o tym, co znaczy ten tatuaż na mojej szyi.
Sukienka Megami




poniedziałek, 2 marca 2015

V Wiosna część 1

Megami
   Po naszym treningu wróciliśmy do posiadłości. Jestem szczerze pełna podziwu, że mój były podopieczny tak szybko przypomina sobie magię. Mam nadzieje, że nigdy się nie dowie kim była jego babcia. Ja znam ją aż za dobrze, jednak Fugi i Len odziedziczyli po niej jedno... moc. Ching ożenił się z nią dla władzy, a przynajmniej tak myślą Tao. Dzięki Bogu, En i reszta rodziny nie odziedziczyli po niej magii, która pochodziła z mojego świata. Mogę sobie już wyobrazić jak wszyscy szamani porywają smoki z mojego świata, by po ich zabiciu władać wielką mocą, czyli magią.
- Megi! Megami!- Krzyczał zielonooki machając mi przed twarzą rękom. Wydawał się lekko oburzony, że go nie słucham, ale jego nadymane policzki szybko zniknęły. Oburzenie zastąpiła troska, a chłodne oczy przybrały cieplejszy odcień.
- Tak?- Spytałam wyrwana z zamyśleń obserwując jak chiński wojownik obserwuje mnie uważnie i podnosi jedną brew mimiką karząc mi wyśpiewać wszystko, czego on nie mógł odczytać z mojej głowy. W takich sytuacjach ubóstwiałam fakt, że mój ojciec jest smokiem i nikt mi w głowie mieszać nie może.
- Tak sobie myślałam.- Powiedziałam wymijająco, ale brunet złapał mnie za nadgarstek i spojrzał wyczekująco wyraźnie nie zadowolony taką odpowiedzią.
- Jak to jest... am, no ten... miłość!- Palnęłam spanikowana, kiedy moja przestrzeń osobista została poważnie naruszona. Dlaczego on musi być mojego wzrostu?! Co ja ci świecie takiego zrobiłam, że mnie tak bardzo nienawidzisz?!
- Miłość?- Spytał podnosząc obie brwi wyraźnie zdziwiony i rozbawiony moją reakcją.
- Tak! Dokładnie, miłość hehe...- Zaśmiałam się nerwowo, ręce zaczęły mi się pocić, a w brzuchu poczułam jak wiąże mi się węzeł. Len spojrzał na mnie sceptycznie, ale westchnął zirytowany by położyć dłoń na oczy. Po chwili skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej i pokręcił z rozbawieniem głową.
- Powiedzmy, że ci wierzę.- Powiedział rozbawiony stykając się ze mną czołami. Spojrzał mi w oczy jakby szukał w nich prawdy po czym się odsunął i z złośliwym uśmieszkiem poszedł do jadalni. Zostawił mnie samą z łomoczącym sercem i bardzo zmyloną.
- Tao!!- Krzyknęłam wściekła i pobiegłam za tym wcieleniem diabła, który był słodki, przystojny, uroczy i opiekuńczy i... no dobra Megami otrząśnij się! Jesteś u niego w domu dopiero jeden dzień. Opanuj się dziewczyno! Potrząsnęłam mocno głową, przed wejściem do jadalni. To co tam ujrzałam do końca życia będzie mnie prześladować. Len gonił Afroamerykanina, który uciekał przed nim z jego zieloną koszulką. Nie wiedziałam, kiedy zdążył się przebrać i prawdę mówić mało mnie interesowała w obecnej chwili. Niebieskowłosy szaman w ubraniu typowym dla północnych plemion leżał na krześle i klepał swój nabrzmiały brzuch, szatyn z pomarańczowymi słuchawkami we włosach zasnął z otwartymi oczami podbierając swój podbródek na dłoni. Nastolatek o zielonych włosach, który nie wyglądał na więcej niż trzynaście lat siedział w koncie i z przerażeniem oglądał jak niski chłopiec krzyczy na swego laptopa, pseudo Elvis szuka go wszędzie krzycząc " Mój protegowany!". Nekromanta był zapatrzony w powietrze od czasu do czasu mówiąc "Moja droga Elajzo." Dwie dziewczyny jedna o różowych włosach leżała na podłodze z czerwoną twarzą, a jej przyjaciółka o niebieskich włosach krzyczała " Trey! Nie jedz jak świnia!" do za pewne swego brata, który nic, a nic sobie z tego nie robił.
    W końcu do pomieszczenia wtargnęła blondynka z demoniczną aurą. W mgnieniu oka wszyscy zatrzymali swe czynności i spojrzeli na rozwścieczoną blondynkę o krótkich włosach. Ja byłam zbyt zajęta oglądaniem klatki piersiowej mojego narzeczonego, żeby skupić się na awanturniczej nowej koleżance.
- Co tu się wyrabia?!- Wydarła się na całą posiadłość wyrywając mnie z rozmyśleń nad mięśniami młodego Tao.
- Chłopcy zacieśniają swoje więzi.- Odpowiedziałam spokojnie, wtedy oczy wszystkich bez wyjątku spojrzały na mnie zdając sobie sprawę, że prócz pani demon jest w tej sali ktoś jeszcze.
- Ach ty jesteś nowa.- Powiedziała wyraźnie zirytowana nastolatka, która była na oko około dwa lata ode mnie młodsza.
- Nie jestem żadna nowa. Byłam tu pierwsza i jeśli ktoś tu jest nowy to chyba raczej ty złociutka.- Powiedziałam wyraźnie zirytowana zachowaniem blondynki i jej niewyparzonym językiem.
- Wybacz panienko, ale jakbyś nie zauważyła twój status nic mnie nie obchodzi. Tak samo, czy jesteś narzeczoną tego bałwana, czy też nie.- Powiedziała uśmiechając się podle. Zmrużyłam niebezpiecznie oczy, kiedy czarnooka zrobiła kilka do przodu.
- Powinno cię to jednak obchodzić skoro jesteś na moim terenie i w każdej chwili mogę ci zrobić krzywdę.- Powiedziałam pokazując lekko swoje kły. Od razu dostrzegłam jak staje wryta i po skroni spływa jej zimny pot.
- Megami. Wystarczy.- Powiedział ostro zielonooki, który miał już założoną bluzkę i stanął metr przede mną.
- Nie ujawnij się tak pochopnie. Nie potrzebujemy więcej problemów,dobrze?- Spytał ledwo słyszalnie dla normalnego ucha. Spojrzałam na niego ostro, ale mimo to nie ustępował. Wypuściłam głośno powietrze i niechętnie skinęłam głową.
- Megi to Anna Kyoyama jest medium i narzeczoną Yoh Asakury.- Szaman wskazał na szatyna, który uśmiechał się teraz głupawo. Prychnęłam krzyżując ramiona na wysokości klatki piersiowej.
- Pilika i jej brat Trey Usui.- Kontynuował niewzruszony moim zachowaniem, co oczywiście zirytowała mnie jeszcze bardziej.
- Jocko McDalniel , Morty Manta, Rio Umemya, Layserg Diethel i Jonatan Faust VIII. A i na podłodze leży Tamara Tamao. Chłopaki to moja narzeczona Megami Dragneel. Nie widzi duchów, więc nie zaśmiecajcie jej głowy takimi rzeczami.- Dodał chłodno strzelając swoim przyjaciołom lodowe spojrzenie, którego nawet mój wujek nie posiadał, a przecież był magiem lodu.
- Miło mi.- Uśmiechnęłam się lekko szykując wielki plan zemsty dla mojego słodkiego przyszłego męża.
- Niezła laska!- Krzyknął szaman z północy szczerząc się jak głupi do sera, kilku jego towarzyszy przytaknęło mu ruchem głowy, ale nie śmieli się odezwać.
- Megi możemy spotkać się w moim pokoju?- Spytał zielonooki tonem, który sugerował, żeby lepiej wykonać jego prośbę. Nie bałam się go, żeby wszystko było jasne, ale to w końcu TAO, ma bransoletkę, która zablokuje moce i puf jestem zdana na jego łaskę. Wiem, aż za dobrze, że walki w ręcz to on raczej ze mną nie wybierze.
    Przytaknęłam sfrustrowana i wyszłam cicho zamykając za sobą drzwi. Przemierzając korytarze cudem czegoś nie zniszczyłam, choć na pewno coś porysowałam lub uszkodziłam. Zamknęłam drzwi do sypialni zielonookiego z hukiem i usiadłam na jego łóżku zakładając nogę na nogę i krzyżując ramiona na wysokości klatki piersiowej. Byłam bardzo zirytowana, że ten dzieciak rządzi mną jak pionkiem na szachownicy, ale teraz musiałam być cierpliwa by wysłuchać, co panicz Tao ma mi do powiedzenia, za nim ogłoszę swój bunt.
- Chcesz się zabić?!! Czy to tobie już kompletnie odbiło?!!- Wrzeszczał wściekły zbliżając się do mnie. Jego wzrok był utkwiony w moich oczach, choć kilka razy zjechał na dół, co wywołało u mnie parsknięcie i obruszenie, że nie panuje nad sobą.
- Nie krzycz na mnie. Nic złego nie zrobiłam.- Powiedziałam spokojnie powoli wypuszczając powietrze. Czułam jak oczy zachodzą mi lekką mgłą, kiedy Tao miotał się po pokoju i krzyczał, że jestem nie rozważna i głupia. Mój wzrok powędrował na kalendarz i potem na szamana, który stał przede mną i warczał wyraźnie zirytowany moją nie uwagę na jego monolog.
- Nie przesadzaj nic się nie stało. Wielkie mi rzeczy zobaczyła moje kły i co z tego?- Spytałam podrażniona. Czułam jak mój organizm zalewa fala ciepła i powoli tracę nad sobą kontrolę, co nigdy nie było dobre.
- Co z tego?! Jeśli się dowiedzą, że nie jesteś stąd zabiją cię!- Warknął będąc już na granicy wytrzymałości.
- Mnie? To ja chyba ich.- Syknęłam wstając by być na równi z chińskim wojownikiem. Jego źrenicę w ciągu kilku sekund zaczęły się zwężać i nim zdążył mi odkrzyknąć pocałowałam go. Pocałunek nie należał do ciepłych i romantycznych. Był ostry i brutalny. Mój umysł zgasł i straciłam swój rozsądek. Pojedyncze obrazy docierały do mojego mózgu. W jednej chwili Tao leżał na mnie i był jeszcze ubrany, a w drugiej pamiętam jak wbiłam swoje kły przy jego karku po mojej prawej stronie. Następny obraz to jak na jego ramieniu powstał niebiesko-złoty smok. Wydawało się, że ma tatuaż, ale to jak znak dla innych smoków, żeby trzymały się od niego z daleka i to mnie rano na pewno przerazi. Swoją drogę dzisiaj chyba był pierwszy dzień wiosny... CHOLERA!!!!!!!!
 "Tatuaż"/ Znamię Len'a
(ale jego brzuch powinien mieć jasną złotą barwę)



sobota, 21 lutego 2015

IV Trening

Len
    Zostałem na moim łóżku i rozmyślałem nad tym, co mówiła Megami. Wybiła północ i postanowiłem pójść spać. Nie miałem siły, aby zadręczać swój mózg o takie głupoty jakimi jest zrozumienie dojrzewającej kobiety.
" Siedziałem przy altanie i chowałem się w zielonych krzakach. Obok mnie lewitował w formie czerwonej kuli Bason chichocząc. Całkowicie go zignorowałem i leżąc płasko na ziemi wzrokiem przeczesywałem powierzchnię ziemi w poszukiwaniu czarnych sandałów na obcasie, które powinny być odsłonięte lub zakryte białym materiałem z koronką na samym dole. Po chwili obok mnie przeszła w nastolatka w jasnej niebieskiej sukni z ciemniejszym gorsetem. Jasne blond włosy miała związane w kok, który był ozdobiony małymi różami. Grzywka sięgała jej do cienkich brwi, a jej duże błękitne oczy patrzyły prosto na mnie. Czułem to przyjemne uczucie, trudno mi je było opisać. Wiedziałem, że mam kogoś kto zawsze będzie przy mnie, będzie mnie wspierał i nigdy mnie nie zostawi.
- Gdzie ten Lenny się znów schował?- Mówiła udając zamyśloną krążąc wzrokiem po całym ogrodzie. Zacząłem się cicho śmiać słysząc jej ciepły głos. Ona z chichotem zaczęła się rozglądać i podpuszczać, że zaraz pójdzie szukać, mnie dalej skoro mnie tu nie widzi. Słysząc jak odchodzi wyszedłem z krzewu róży brudząc i niszcząc swoje ubranie. Skoczyłem na blondynkę i mocno uczepiłem się jej nogi.
- Wygrałem!- Krzyknąłem uśmiechając się szeroko pokazując równy rząd śnieżnych zębów. Niebieskooka zakryła wachlarzem swój uśmiech, ale kiedy go odłożyła znów podzieliłem się z nią swoją radością.
- Mój mały Książę znów mnie przechytrzył.- Powiedziała czule zastępując mi całe ciepło rodziny. Zmierzwiła moją grzywkę i z piskiem pobiegła w głąb zielonej krainy.
- Nie jestem dzieckiem! Megi!! Udowodnię ci to! Kiedyś zostaniesz moją żoną!- Krzyczałem goniąc ją, wiedziałem doskonale, że gdyby chciała już dawno byłaby po za moim zasięgiem wzroku.
- Jeśli mnie złapiesz Lenny.- Śmiała się radośnie. Nagle przewróciłem się o korzeń wiśni i upadłem barwiąc kolana czarnych spodni, które przynajmniej rano były czarne. Obecnie były brązowo zielone. Leżałem na ziemi pocierając obolałe łokcie, które bolały bardziej niż nogi. Megami zatrzymała się i odwróciła, jej radość zastąpiła troska i niepokój. W mgnieniu oka siedziała przy mnie i oglądała moje drobne skaleczenia. Od czasu do czasu nawiązywała ze mną kontakt wzrokowy czy aby przypadkiem nie spowodowała mi większego bólu. Po chwili wypuściła powietrze pełne ulgi i na jej zatroskanej twarzy na powrót zagościł wesoły uśmiech.
- Złapałem cię.- Powiedziałem poważnie trzymając jej lewy nadgarstek. Spojrzała na mnie z lekką niepewnością, która gościła u niej tylko kilka sekund. Potem zaczęła się śmiać, mocno mnie przytuliła  i pocałowała w policzek. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
- N-nie płacz!- Krzyknąłem spanikowany, że spowodowałem jej ból. Blondynka pokręciła delikatnie głową z boku na bok. 
- To najmilsza rzecz jaka mnie tutaj spotkała... To będzie zaszczyt zostać twoją żoną panie Tao.- Była poważna i za to ją kochałem. Zawsze traktowała moje obietnice poważnie nawet jak miałem pięć lat.
- Lenny. Czas wstać... Lenny!" 
   Otworzyłem oczy by zobaczyć po drugiej stronie mojego pokoju blondynkę, która była ubrana w zwykłą kremową sukienkę ze złotym gorsetem. Na jej palcu serdecznym u lewej ręki znajdowała się cienka srebrna obrączka wysadzana małymi diamencikami. Odwróciła się do mnie przodem starając się ukryć swoje lekko zabarwione policzki.
- Czas na trening.- Powiedziała lekko piskliwym głosem trzymając swój wzrok na podłodze jakby była bardziej interesująca niż ja. Kto by pomyślał, że to ona będzie nie śmiała. Zwykle to dziewczyny nie znają wyczucia i granic, a tu proszę ta rola ewidentnie mi przypadła.
- Naszykowałam ci ubrania, weź też złoty oręż. Zaczekam w jadalni.- Powiedziała szybko opuszczając moją komnatę z jednej strony byłem jej za to ogromnie wdzięczny. Niby komu dziewczyna szykuje ubrania? Właśnie jedynie dzieciom. Jednak z drugiej strony bardzo lubiłem oglądać, kiedy była zawstydzona. To było, jest i będzie moim hobby. Jakby nie patrzeć to w końcu moja narzeczona. Wstałem z łóżka i wchodząc do łazienki chwyciłem ubrania i poszedłem się umyć. Później wcisnąłem się w ciemno fioletowo-bordowo-czarną zbroję z peleryną i kołnierzem do podbródka. Buty miałem ciemno brązowe do kolan i  lekko bufiaste czarne spodnie w nie wsadzone. Chwyciłem złote guan dao i zszedłem do jadalni. Czułem motyle w brzuchu i naprawdę zżerały mnie nerwy. Był to w sumie pierwszy dzień po sześciu latach zapomnienia i czułem się trochę nie pewnie. Nie wiedziałem w końcu na ile mogę sobie pozwolić i jak bardzo zmieniła się niebieskooka. Otworzyłem drzwi do jadalni i oczy prawie wyszyły mi na wierzch.
- To ma być śniadanie?- Spytałem utrzymując swoje zielone oczęta w ciągłym wytrzeszczu na stole, który w każdej chwili mógł się zawalić od ilości misek, miseczek i innych naczyń pełnych jedzenia.
- Podobno twoi przyjaciele dużo jedzą, więc chciałam, żebyś spokojnie zjadł. Pewnie Anna cię wygłodziła. Rozmawiałam z nią wczoraj oziębła dziewczyna. Nic dziwnego, że jesteś taki chudy. Ta dziewczyna jest takim potworem!- Warczała pod nosem Megami otoczona mroczną aurą. Tak i wszystko wróciło do normy. Nie potrzebnie się o wszystko tak martwię.
- Sama to zrobiłaś?- Spytałem wyrywając ją z mrocznych klątw, które rzucała na medium. Nie chcę, żeby mój rywal umarł przed walką. To byłoby za łatwe wygrać koronę Króla Szamanów z tymi idiotami.
- Tak, ale polecam kuchnię francuską. Delikatny ser i cienki chleb są syte, ale jednocześnie lekkie, a dokładając do tego włoską sałatę masz śniadanie pełne nabiału i witamin. Mleka?- Spytała podając mi szklankę białego napoju, którą z chęcią przyjąłem. Meg tylko uśmiechnęła się ciepło, kiedy nalała mi więcej napoju. Sama gardziła białym płynem od krowy, kilka razy zmusiłem ją by to wypiła i albo przez dwie godziny spędziła w łazience płucząc zęby by pozbyć się smaku, lub siedziała w niej i miała mdłości, ostatnim razem wymiotowała i po tym incydencie przez kilka tygodni kryłem się by pić moje mleko. Masła na kanapkach też nie lubiła, zupy ze śmietaną uważała za nie zdrową i tłustą. Nie znaczyło to, że nie miała tych składników w swojej diecie. Dawała je wszędzie indziej i bardzo starała się ograniczyć mi śmietanę, która w sumie ma sobie tłuszcz i nie jedząc jej nic nie tracę.
- Jedz ostrożnie.- Powiedziała z niepokojem, kiedy zaczęłam pchać do buzi wszystko co uważałem za smaczne.
- Ale to wszystko jest takie dobre!- Jęczałem, kiedy blondynka zabrała mnie z jadalni z niepokojem obserwując jak talerz pełny jedzenie lewituje za nami. O tak zapomniałem na śmierć! Megi nie widzi duchów. Wyczuwa je nawet z odległości mili, ale ich nie widzi ani nie słyszy, więc po sześciu latach rozłąki musi przeżywać ogromny wstrząs.
   Wychodząc do ogrodu puściła moje ramię i kroczyła przede mną krzywiąc się widząc szary krajobraz z martwą roślinnością. Szła wyprostowana, a jej ramiona były sztywne. Nie musiałem widzieć jej twarzy, żeby stwierdzić, że jest wściekła na działalności mojego wujaszka na jej dawnym sanktuarium.
- Gdzie idziemy?- Spytałem po kilku minutach martwej i niewygodnej ciszy. Zatrzymała się i spojrzała na mnie. Jej gniew zmienił się w smutek, ale szybko zatuszowała to swoim uśmiechem. Odczepiła swoją sukienkę ujawniając czarne spodnie i płaskie sportowe obuwie. Od połowy ramion miała złote rękawy, a jej szyję zdobiła czerwona wstążka związana niczym luźny krawat. Włosy miała spięte w kok, a w prawej dłoni pojawił się miecz o złotej rękojeści otoczony błękitnym płomieniem. Odruchowo wyciągnęłam złote guan dao. Powietrze wokół mnie jakby stanęło, nie rozumiałem tego znajomego uczucia, ale Dragneel uśmiechała się, co musiało oznaczać, że tego się spodziewała.
- Bardzo dobrze. Teraz zobaczymy, czy dorównasz sobie kiedy miałeś dziesięć lat.- Uśmiechnęła się chytrze i zaczęła mnie atakować. Na początku wymienialiśmy się ciosami, raz ja sparowałem jej miecz, a raz ona moja halabardę. Po godzinie musiałem unikać ognia, co było niezmiernie trudne, ale niebieskooka wcale mi nie odpuszczała. Kiedy upadałem kazała wstawać, kiedy unikałem atakować, a jeśli próbowałem użyć Bason'a oddzielała mnie od niego ogniem. Wiedziałem, że czegoś ode mnie oczekuje, jednak pojawiał się problem, ponieważ ja nie wiedziałem czego ona tak właściwie chce.
- Skup się Len!- Krzyknęła zirytowana, moim ciągłym unikaniem. Na prawdę nie wiem, czego ona ode mnie oczekiwała. Miałem na nią po szarżować i spalić się na drobny mak? Wybaczcie, ale to nie jest jeden ze sposobów w jaki chciałbym skrócić sobie życie.
- Kobieto! Chcesz mnie zabić?!- Wrzasnąłem wściekły i lekko przestraszony, że ona rzeczywiście może mnie skrócić o głowę lub spalić na skwarkę w jednej sekundzie. Pytanie brzmi, dlaczego wciąż żyje?!
- Przestań się nad sobą rozczulać i skup się! ... Poczuj powietrze, które jest wokół ciebie, wsłuchaj się w szum wiatru.- Mówiła spokojnie, kiedy zamknąłem oczy starając się skupić nad tym, co mówiła blondynka. Tak łatwo mówić komuś kto używa ognia do walki!
- A teraz się broń!- Krzyknęła, odruchowo zakryłem dłońmi głowę. Usłyszałem krzyk i otworzyłem jedno oko by zobaczyć, że nastolatka z kamiennym wyrazem twarzy unosi się w powietrzu a z pleców wyrasta jej para jasnych złotych skrzydeł. Powoli zaczęła opadać na ziemię, kiedy jej stopy dotknęła twardego podłoża jej skrzydła zniknęły. Spojrzała na mnie i z nieodczytanym wyrazem twarzy zaczęła się zbliżać. Stając przede mną podniosłą lekko głowę, by odsłonić rozbawione niebieskie oczy i pokazać mi swój szczery uśmiech. Widząc jej kły z tak bliskiej odległości nawet nie drgnąłem, wręcz przeciwnie patrzyłem na jej zęby niczym zahipnotyzowany. Nie wiem, czy ona jest, ale za nic na świecie nie chcę by się zmieniła. Czułem jej aurę pełną odwagi, ciepła i dostojeństwa niczym u władcy. Mogłem wyczuć, że chce mnie zdominować i pokazać, że to ona mną rządzi, ale trafiła kosa na kamień bo ja się jej tak łatwo nie dam. W ręcz przeciwnie, to ja zdominuje ją i to jest obietnica!

 miecz Megami

 Guan Dao/ halabarda Len'a
(to w niej ma zapieczętowaną umiejętność panowania nad powietrzem)


strój treningowy Len'a Tao

sobota, 14 lutego 2015

I. Początek

   Megami obudziła się w ciemnej celi, związana była żelaznymi łańcuchami, które zapewne dla jej ojca byłyby niczym więcej niż zwykłymi nitkami, niestety ona żyła na oparach swej magii, nie ruszała się, miała jedynie otwarte oczy, które były wypełnione gniewem i bezsilnością, jednak jej porywacze widzieli tylko gniew. Raz dziennie do lochu przychodził mężczyzna, który wymieniał jej wodę i przynosił kilka kilogramów mięsa. Nikt nigdy nie odważył się jej dotknąć ponieważ jeden próbował i został z niego jedynie proszek. Dziewczynka dowiedziała się, że barbarzyńcy, którzy zabrali ją od rodziców nosili nazwisko Tao. Byli starym rodem, który pracował niegdyś dla cesarze Chin, bronili go i chronili. Otaczano ich szacunkiem, lecz gdy wprowadzono broń palną wszystko się zmieniło. Wymordowano prawie wszystkich i tylko nie liczni przeżyli. Chcąc się chronić stworzyli barierę wokół swojej tajemnej posiadłości, której nikt nie mógł przekroczyć. To tam rodzili się przywódcy i mieszkali do ukończenia co najmniej dziesiątego roku życia. Niebieskooka miała przyjemność poznać trzech przywódców. Pierwszy ją porwał i zginął z rąk jej ojca, drugi nosił imię Ching, najbardziej przejmował się jej istnieniem i trzymał to w wielkim sekrecie nie chcąc by jego rodzina dowiedziała o istnieniu czegoś co mogli wykorzystać na swoje widzimisię. Trzecim przywódcą jakiego spotkała był Fugi, on jako pierwszy potraktował ją jak kogoś równego sobie, jednak był przebiegły. Nie pozwolił blondynce opuścić posiadłości, ale zwrócił jej wolność jeśli można było tak ująć uwięzienie w ogromnej posiadłości na okres dziesięciu lat, gdzie na każdym kroku czyhało na nią niebezpieczeństwo. Był również haczyk. Nastolatka miała opiekować się jego dziećmi ponieważ była dobrze wyszkolona nie tylko fizycznie jak i psychicznie. Ching przykuwał wagę do tego by była inteligentna i wysportowana, a Fugi tylko dokładał jej obowiązków wiedząc jaka jest tradycja rodziny. Młoda Dragneel miała swój pokój i przez rok opiekowała się zielonowłosą doshi, która nosiła imię Jun i była bardzo żywym dzieckiem. Niebieskooka musiała bardzo szybko nauczyć się jak ma obchodzić się z dziećmi po pięćdziesięciu latach niewoli w ciemnym lochu, a mała Tao wcale nie ułatwiała jej tego zadania. Pierwszego stycznia doszło nowe dziecko, lecz na szczęście jego matka zajmowała się nim przez rok, a Megami i Jun często przychodziły by popatrzeć lub pobawić się z chłopcem, którego złote oczy rozjaśniały ponory czas nastolatki. Często Ran brała zielonowłosą na spacer, a w tym czasie Len był pod opieką blondynki. Tao byli zdumieni, że chłopiec bez żadnych skarg, czy uporów leży w ramionach Dragneel, a wręcz się do niej rwał. Kiedy go trzymała mogły mijać godziny, a on nawet nie pisnął. Trzymał jej włosy w swoich małych rączkach i bacznie się w nią wpatrywał, a kiedy odchodziła rozpoczynała się awantura poniewąż był głodny i trzeba było go przewinąć, a kto nie jest do tego bardziej stworzony niż jego ojciec, czy matka?
   Pięć miesięcy po pierwszych urodzinach młodego Tao w posiadłości wybuchł pożar. Jeden z Tao musiał podłożyć ogień. Figi zginął walcząc z zamaskowanym mężczyzną, podczas gdy jego rodzina uciekła na grzbiecie złotego smoka. En przyjął ich z otwartymi ramionami, lecz nigdy się nie dowiedział o umiejętnościach, czy pochodzeniu blondynki, która od samego początku prychała na jego widok, a dwoje Tao bardzo dobrze ją w tym naśladowało. Megami musiała zajmować się dwójką dzieci jednocześnie ponieważ Ching nie nadawał się do małych dzieci na więcej niż godzinę, Ran pracowała nad projektowaniem pokoi swoich dzieci i pilnowała firmy męża, którą później miało przejąć jedno z jej dzieci, a En to En. Blondynka prędzej dałaby dzieci orangutanowi niż Tao, który w ciągu kilku dni stał się przywódcą bo starszy brat dał mu składany mieczyk. Dragneel przez cztery lata ukrywała młodego Tao nad którym dużo łatwiej było zapanować niż nad jego ruchliwą siostrą, która świata nie widziała za błyskotkami i wszystkimi rzeczami, które błyszczały w słońcu. Niestety nastolatka nie mogła wiecznie chronić dzieci, choć Jun nie dawała sobie robić z mózgu wody. Przytakiwała na odczepnego i robiła co jej kazano by mieć święty spokój. Len taki nie był. Kiedy coś robił to dokładnie i sumiennie, zawsze patrzył na swoja towarzyszkę, która potakiwała lub pocieszała, gdy mu nie wychodziło. Brał do serca wszystkie uwagi za równo te pozytywne jak i negatywne. Był uparty i bronił tego w co wierzył, ale również przejmował się swoją "opiekunką". Widząc jak chodzi późną nocą do zakazanej sali, a po godzinie, lub mniej wraca  trzymając się za brzuch, bok, serce, klatkę piersiową lub policzek by ukryć przed nim swoje rany zamykał się w swojej komnacie. Chował się pod łóżkiem i nie wychodził do późnego popołudnia. Pewnego dnia wyszedł jednak wcześniej gdyż słyszał w swojej głowie głos blondynki, która przez cały czas powtarzała w swojej głowie jego imię niczym mantrę. Wchodząc do sali Tangen zobaczył jak niebieskooka opiera się o ścianę i kaszle krwią. Jego wujek siedział na swoim tronie i obserwował jak dwóch jego żołnierzy z armii Joto walczy z nastolatką, która była wyczerpana ciągłą walką i brakiem czasu na zregenerowanie się. Jego przerażony krzyk rozległ się po całej posiadłości. Magini błękitnego płomienia skierowała swój wzrok na pięciolatka, który upadł na kolana obserwując jak dziewczyna ociera krew z brody rękawem i na drżących nogach podchodzi do niego. Paniczny strach, ból i współczucie malowała się na jego twarzy. Patrzył jak dziewczyna upada przed nim na kolana i mocno go przytulała szepcząc czułe słówka, by go uspokoić. Czuł na jej ubraniach zapach krwi, widział jej spodniach krew, był świadkiem jak końcówki jej włosów były nasączone czerwonym płynem.
- Dlaczego? Dlaczego?- Powtarzał to łamiącym się głosem nie chcąc patrzeć na nikogo, cały drżał ze złości i bezradności.
- Już dobrze, Lenny. Nie ma się czego bać, już wszystko w porządku.- Mówiła przeczesując jego włosy drżącą ręką.
- En!! Mówiłem żebyś zostawił ją w spokoju!- Krzyknął mężczyzna z siwą kozią bródką ubrany w złote kimono. Patrzył na swego syna ostro, jakby miał go zabić za to co zrobił dziewczynie.
- Niech nauczy się swojego miejsca! Przyszły przywódca płacze bo zdarł sobie kolanko. Ta rzecz tylko go osłabia! Niszcz albo zostaniesz zniszczony!- Krzyczał brunet, jednak jego ojciec zignorował go i pomógł wstać nastolatce. Jego wnuk szedł obok obserwując jak niebieskooka zostawia za sobą ślad stworzony z kropelek krwi.
- Nie martw się dzieciaku. Nic mi nie będzie.- Zaśmiała się boleśnie blondynka, kiedy upadła na kolna i znów zaczęła wymiotować krwią. Przez trzy dni leżała w łóżku nieprzytomna z powodu zbyt dużej utraty krwi. Jun po wykonaniu swych treningów siedziała w pokoju swojej opiekunki i mówiła czego się nauczyła podczas gdy jej młodszy brat siedział na łóżku w nogach niebieskookiej i czytał książki medyczne. W nocy klęczał przy nastolatce lekko dźgając ją w policzek by się upewnić, że spała twardym snem. Później kładł się obok niej mamrocząc ciche zagrożenie, że jeśli się nie obudzi to się więcej do niej nie odezwie. Córka ognistego smoka obudziła się trochę osłabiona, ale koleje trzy dni i biegała jak nowo narodzona trenując młodego szamana, mimo że duchów nie widziała wyczuwała je nawet we śnie. W końcu 50 lat żyła wśród szamanów i stworów, które miały ją opętać, jednak jej wola bycia wolną była nie do przełamania lub było to ochronne zaklęcie ojca, co do tego nie miała pewności.    Kolejne pięć lat minęła jak z płatka. Nastolatka miała blisko szesnaście lat, kiedy En zagroził, że zabije swojego bratanka jeśli ona nie odejdzie. Megami chcąc chronić swoich małych przyjaciół zablokowała im wszystkie wspomnienia związane z nią, a część deformując na samotne chwile. Dziesięcioletni Len patrzył jej w oczy z ogromną upartością i niezwykłą szczerością.
- Znajdzie cię Megami i zostaniesz moją żoną! To twoje przeznaczenie.- Oznajmił z powagą, kiedy Dragneel zdjęła wisiorek, który zawsze nosiła na swojej szyi i założyła na jego. Wydawało się, że wtopił się w złotookiego, który patrzył na nią lekko zdezorientowany. Udawał przed wujkiem, że jej nie pamięta jednak chciał rozmawiać z nią sam bez żadnych świadków.
- Za pięć lat wrócisz na drogę, którą cię prowadziłam. Stopniowo czar zacznie gasnąć, a ty z łatwością go złamiesz.- Mówiła nastolatka, jej oczy zasłaniała grzywka, a po policzkach spływały ciche łzy. Fioletowłosy szybko je otarł swoim rękawem od pidżamy, która wyglądała jak strój do karate, ale materiał był znacznie lżejsza i wygodniejszy.
- I wtedy będziemy razem? Na zawsze?- Dodał uważnie obserwując jak kąciki ust blondynki podnosiły się ku górze, a oczy błyszczące od łez miały w sobie iskry radości i nadziei.
- Jeżeli wciąż będziesz chciał taką starą zrzędę.- Zaśmiała się wesoło słysząc po raz ostatni ciepły śmiech szamana, który jako jedyny pokazał jej miłość i akceptacje spośród Tao.
- Nie jesteś stara, może trochę zrzędliwa i dziwna.- Dodał ze złośliwym uśmieszkiem nie wiedząc, że to ostatnia noc kiedy śmieje się z głębi serca bez wrogości.
- Śpij dobrze mój mały kociaku.- Zachichotała nastolatka mierzwiąc włosy młodego Tao i całując go w czoło na pożegnanie wyszeptała zaklęcie. Widziała jak oczy chłopca mętnieją podobnie jak reszty jego rodziny, którzy ją akceptowali i sprzeciwiali się jej odejściu po czym zasypia. Wyszła przez okno i stanęła na dachu obserwując gwiazdy.
- Tak bardzo mi ciebie przypomina tato. Dlaczego to musiało spotkać akurat mnie?- Spytała zamykając oczy i skupiając się na ciepłym wietrze, który nazwała oddech smoka na cześć i pamięć o ognistym smoku, który był jej ojciec.


 Fugi Tao
Ojciec Len'a i Jun. Nadmiar jego foryoku rozjaśnił jego włosy, a podczas
uczenia się tajnej magii jego oczy zmieniły barwę z zielonej na złotą po odkryciu 
jak powinien używać magii.



III Niepewność

*Megami*
   Siedziałam przed młodym Tao i starałam się złagodzić jego ból, ale kiedy miałam użyć silniejszych środków jego ręce opadły na moje ramiona. Podniósł głowę i spojrzał mi w oczy. Jego zielone tęczówki świeciły jasno podobnie jak kiedyś, nie wiedziałam dlaczego nie wróciły do swojej poprzedniej złotej barwy, lecz to drobiazg. Byłam szczęśliwa, że nic mu nie jest i, że mnie pamiętam, a przynajmniej miałam taką nadzieje.
- Wróciłaś.- Powiedział łagodnie, za nim powieki zaczęły mu drżeć i osunął się na mnie nie przytomny. Tak, wiele się nie zmieniło szczególnie jego sposób mdlenia. Musiałam liczyć do dwudziestu, żeby go nie uderzyć. W końcu nie jest niewinnym dzieckiem, a moja klatka piersiowa do małych nie należała po tak długim czasie spędzonym na tak zwanych przeze mnie wakacjach.
- Zaniosę go do pokoju.- Powiedział nagle pseudo Elvis Presley, szybka jestem nie powiem, ale dopiero kiedy ten dziwak się odezwał do mnie doszło, że jest w tym pomieszczeniu trochę za dużo świadków, których powinnam wyeliminować.
- Za dużo wiecie.- Oznajmiłam spokojnie blokując im wspomnienia z całej rozmowy jaka odbyła się w tej sali. Jun i Ran zaśmiały się nerwowo, kiedy z dwanaście dzieciaków padło nieprzytomnych na kamienną posadzkę. Wzruszyłam ramionami pozostawiając ten problem wujaszkowi i dziadkowi, którzy mamrocząc pod nosem klątwy kazali zanieść swoim martwym trupom gości do przydzielonych im komnat. Rio szybko do nich dołączył, ale jemu o dziwo nie trzeba było nic wymazywać, gdyż za swoje teksty o królowej został wyrzucony z pokoju na drugim piętrze i spadł na parter. Po posiadłości rozległ się tylko odgłos spadającego i wrzeszczącego Elvisa i po spotkaniu z podłogą zapanowała błogosławiona cisza na którą czekałam kilkanaście godzin w tym domu strachów. Rozejrzałam się po sypialni szamana. Wiele się nie zmieniło od czasu mojego odejścia. Ściany miały tą samą bordową barwę, ciemne srebrne firanki jak zwykle zasłaniały wyjście na balkon i duże okna. Biurko wmontowane w regał z książkami na całą ścianę na przeciw łóżka. Na prawo od królewskiego łoża były okna, ale były trzy metry przy rogu wolne od szyb i tam stała ciemna brązowa komoda. Na niej leżał jedwabny materiał i złote składane guan dao. Byłam zdziwiona, że go nie używa w końcu bardzo dobrze nim walczył, doskonale panował nad wiatrami i wykorzystywał je na swoją korzyść lub niekorzyść przeciwnika. Na lewo stała szafa po sufit, głęboka na metr i szeroka na cztery. Po obu stronach srebrnego łóżka stały małe komódki nocne. Po prawej była lampa, a po lewej sterta książek, które pewnie zniósł z biblioteki podczas ostatniej wizyty. Odsłoniłam lewą stronę okien i otworzyłam jedno szklane ustrojstwo, którego tak bardzo nie znosił zielonooki. Nikłe promienie słońca wdarły się i rozświetliły ciemny i ponury pokój. Spojrzałam na sufit i zobaczył sporego kryształowego smoka, który przyciągał promienie by podczas ciemności dać przyjemny niebieski blask.
    Usiadłam na fotelu ukrytym za wielką szafą i czekałam aż królewicz się obudzi.
- Co za ironia.- Zaśmiałam się ponuro pod nosem sięgając po pierwszą lepszą książkę by zabić czas. Przeczytałam wszystkie księgi, które były zapisane drobnym maczkiem, słońce chyliło się ku zachodowi, a brzuch kryształowego smoka zaczął przybierać czerwono-fioletową barwę pochłaniając więcej światła. Tao wciąż spał, ale słysząc jego lekko przyśpieszony oddech łatwo się domyśliłam, że się obudził. Skupiłam się na ostatnich stronach piątej części "tajemnica rodu Tao". Ostatnia książka należała do moich ulubionych. Dokładnie opisywała losy chłopca, który zaprzyjaźnij się ze smokiem mającym zadanie opiekowanie się nim w ramach za obiecaną wolność. Jestem naprawdę ciekawa, czy on przeczytał te kilku dziesięcioletnie książki lub, czy ma zamiar je przeczytać, a raczej dokończyć. W końcu nie bierze do swej sypialni pierwszych lepszych literatur by z chęcią je czytać, o nie. On pochłania książki na śniadanie to muszę przyznać, ale nigdy nie wziął do rąk czegoś, co go nie interesuje.
- Długo tu jesteś?- Spytał zielonooki wyrywając mnie z moich zamyśleń. Zamrugałam oczami kilka razy otrząsając się z nad miernych wspomnień i spojrzałam na niego z lekkim zdenerwowaniem.
- Nie.- Odpowiedziałam, przynajmniej mi się tak wydawało. Przeczytałam pięć książek po trzysta stron i czas szybko mi zleciał.
- Gdzie byłaś?- Spojrzał na mnie analizując każdą mają czynność. Prawdopodobnie sprawdzał, czy kłamię lub czy chcę uciec. Ostatnia opcja wydawała mi się bardzo pociągająca, ale moja głupia duma kazała mi siedzieć i wyśpiewać prawdę.
- Tu i tam. Byłam w każdej stolicy, każdego państwa. Nie uwierzysz jacy ludzie są dziwni. Widziałam mężczyzn w zielonych mundurach, którzy mieli po dwa metry! Byli też ludzie o ciemnej skórze o i jeszcze tacy, co tańczyli wokół ognia w spódniczkach z trawy. Afryka bardzo przypominała mi dom, było tam  super gorąco albo ekstremalnie zimno. Znalazłam również jaskinię dzięki której mogę wrócić do domu.- Wyszeptałam na koniec nie wiedząc jak zareaguje na mój nagły entuzjazm w końcu można powiedzieć, że jest w moim wieku, a raczej dojrzał. Zmienił się i to bardzo. Miał szersze barki, krótkie włosy, żywe oczy, które jednocześnie wydawały się mniejsze, ale i o wiele wyraźniejsze niż w jego młodszych latach. Stojąc mogę określić, że był mniej więcej mojego wzrostu. Cerę miał ciemniejszą, a delikatne rysy twarzy zaczęły się wyostrzać. Dużą uwagę skupiłam na jego wyrzeźbionym ciele. Mój ojciec miał podobna budowę ciała w jego wieku, więc w przyszłości na pewno będę większe, ale nie wiele, a przynajmniej dopóki ja żyję. Nie potrzebuje chodzącej kupy mięśni, co myśli tylko o tym jak ma pokonać swego rywala.
- Chcesz wrócić?- Spytał szybko. Wydawał się spięty, a jego źrenice zmniejszyły się diametralnie, kiedy zaczęłam mu tłumaczyć jak się czuję i, że powinnam wrócić do domu. Powstrzymywał mnie w sumie on. 10 lat się opiekowałam nim i jego siostrą. Jestem do nich przywiązana, ale lepszy kontakt miałam z nim. Jun zawsze była wolnym duchem i nigdy nikogo się nie słuchała. Podążała swoją ścieżką od czasu do czasu prosząc mnie lub swoją matkę o pomoc. Len jej całkowitym przeciwieństwem zawsze na mnie patrzył i się słuchał. Naśladował bohaterów z książek, którzy bronili swych księżniczek i miał niezwykły dar do pakowania się w kłopoty.
- Kto by nie chciał wrócić do domu Lenny?... Tęsknie za moją rodziną i naprawdę chcę ich zobaczyć jeszcze raz, ale tutaj mnie też ktoś potrzebuje.- Wstałam i odłożyłam książkę na stolik by stanąć obok komody na której leżało złote guan dao. Granatowłosy zmrużył oczy w geście niezadowolenia.
- Jestem teraz w twoim wieku. Nie traktuj mnie jak dziecko.- Powiedział patrząc na mnie z ogromną powagą, ale lekki róż na policzkach psuł efekt. Oczywiście na jego niekorzyść bo dla mnie wyglądał słodziutko i niewinne jak nie on.
- Postaram się, paniczu.- Zadrwiłam wywracając oczami. ten dzieciak żąda nie możliwego. Niby jak mam traktować go jak dorosłego, kiedy wciąż zachowuje się jak dziecko? To mój pierwszy problem, drugi jest taki, że sama mam mieszane emocje co do tego "związku" i trudno jest mi się w nim odnaleźć. Najpierw te gatki szmatki dwóch Tao, potem ta rozprawka o wiośnie, a teraz ON.  Jestem zdezorientowana i zagubiona. Sześć lat nie widziałam Lena i nagle mam mu skoczyć w ramiona wyznając miłość bo on coś do mnie niby czuje? Przepraszam, ale tak to nie działa. Nie winię zielonookiego za to, bo to nie jego wina, ale Ching i En za bardzo namieszali nie tylko mi, ale i wszystkim w głowach. Czuję się dziwnie, bo w końcu ja wychowałam przyszłego przywódcę rodu i niby mam zostać jego żoną? Tak to genialny pomysł zwłaszcza, że ja się praktycznie nie starzeje. 10 lat dla nich jest dla mnie rok. Ten związek nie ma większych szans bo moje dzieci będą się starzały szybciej ode mnie lub będą się starzały tak jak ja i co niby oni powiedzą ludziom? " Wybaczcie moi drodzy, ale nasz przyszły lider jest jeszcze niemowlakiem, i dopiero za dwieście lat będzie nami przewodził" tak to niesamowity pomysł nie ma co.
- Nie długo będę starszy i zobaczymy, co powiesz.- Mruknął wstając z łóżka i sięgając po ubrania na zmianę poszedł do łazienki się przebrać  pewnie umyć. O tak zapomniałam wspomnieć, że ma w swojej sypialni łazienkę. Tak bogate dzieciaki to mają luksus, a przynajmniej te ze starych i szanowanych rodów, które w obecnych czasach nie są liczone za przeszłość, lecz za wiek, trwałość, wytrzymałość i co najważniejsze dochody. Tylko to liczy się w tym świecie moc i co za tym idzie pieniądz, bo ten kto ma monety ma władzę.
   Zielonooki wyszedł po kilku minutach z ręcznikiem na barkach susząc włosy. Usiadł nas swoim łóżku po turecku i podniósł swoje trawiaste oczęta na mnie.
- Nie dowiesz się, co siedzi w mojej głowie, ani dziś ani nigdy... Chyba, że ci powiem... Tak mniejsza o to. Posłuchaj Lenny rozumiem, że czujesz się niepewnie i na pewno jesteś zły i zdezorientowany, więc jeśli będziesz chciał ze mną rozmawiać to wiesz, gdzie mnie znaleźć.- Powiedziałam wychodząc z pokoju ignorując niepokój i ból w jego oczach. Potrzebowałam czasu, musiałam przemyśleć parę spraw i co ważniejsze oswoić się z myślą, ze zamiast niewinnego chłopca przede mną stoi nastolatek, który na pewno nie ułatwi mi przeżycia tej wiosny.

II Powrót

 Sześć lat później...

     " Blond włosa nastolatka siedziała przede mną i robiła wianek z kwiatów jakie znalazła na polanie. Śmiała się ciepło kiedy podniosłem mój wianek, który bardziej przypominał kulę kwiatów, jednak ona wzięła to ode mnie i mrugnęła. Wypuściła powoli powietrze na moje arcydzieło, które przybrało postać dużego bukietu.
- Tak będzie łatwiej o nie dbać.- Powiedziała głaszcząc mnie po policzku. Znów zaczęła chichotać, jej oczy błyszczały od emocji. Nie miała więcej niż piętnaście lat, a zadawała się z dziesięcioletnim mną. Bason unosił się obok i dokuczał mi o mojej miłości, ale dzielnie go ignorowałem. Skupiłem się na nastolatce. Jasne i głębokie niebieskie oczy, platynowe blond włosy do gości ogonowej. Miała cienkie, brwi, cerę ni czym lalka porcelany, usta wyraźne, soczyste pomalowane błyszczykiem, który wcale nie ułatwił mi skupienia się na jej po szczególnych cechach. Ubrana była w sukienkę z fioletowym gorsetem zapinaną pod szyję. Była szczupła, zgrabna z talią osy. Jej suknia niby bufiasta i modna niczym suknia królowej lub coś w tym stylu, ale jednocześnie skromna, która okrywała wszystko, co trzeba. 
- Chodź Lenny czas na nas.- Powiedziała podając mi rękę, jej skóra była delikatna niczym jedwab, a jednocześnie taka ciepła wręcz nienaturalnie, ale niezwykle przyjemnie. Po chwili szedłem ciemnym korytarzem, otworzyłem drzwi do sali Tangen i wtedy znalazłem tą samą dziewczynę, ale teraz z jej ubrania sączyła się krew. Przed nią stał mój wujek w swoim naturalnym rozmiarze, z miecza błyskawicy ciekła jej krew. Stałem jak wryty, nie wiedziałem co się dzieje ani czemu mój wujek chce ją zabić, ale wtedy jeden z zombie mojego wujaszka ruszył na mnie. 
- Len uciekaj!- Wrzasnęła przerażona biegnąc w moją stronę."

*Len *
     Obudziłem się zlany potem, ten sen powtarzał się i z każdym razem był co raz dłuższy. Moja głowa bolała mnie tak mocno jakby stado słoni po niej przeszło w dwie strony. Byłem u Asakury i jak zwykle obudziłem się wcześniej niż reszta.
- Głupi sen.- Warknąłem pod nosem choć nie specjalnie się  przejąłem faktem, że jest piąta rano i mogłem spać jeszcze godzinę. W ręcz przeciwnie coś ciągnęła mnie z łóżka zawsze wstawałem o piątej, odkąd pamiętam wstawałem równo w momencie, kiedy pierwsze promienie słońca wpadały do mojego pokoju. ONA siedziała w nogach mojego łóżka i uśmiechała się ciepło patrząc na mnie jakbym był dla niej wszystkim. Nie rozumiem tego i w sumie nie zamierzam, ale kim jest ta dziewczyna??! Nie mam najmniejszego pojęcia, jedyne co pamiętam to jej wygląd jej imię zaczyna się na "m" i zawsze była ubrana w angielskie staromodne suknie, a we włosach zawsze ma wpiętą wstążkę. Wiem, że jest nieziemsko piękna i na pewno jest dla mnie kimś ważnym skoro mam wspomnie o niej od niemalże niemowlaka. Najbardziej mnie dziwi jednak fakt, że przez ten cały czas wygląda prawie tak samo. Mówiąc prawie mam namyśli jej klatkę piersiową, której małą na pewno nazwać nie można, zwłaszcza, kiedy miałem dziesięć lat. Naszykowałem sobie zwykłą białą koszulę, ciemną szarą jeansową kurtkę, czerwony krawat, ciemne spodnie i wygodne buty. Dzisiaj musiałem wrócić do "domu" albo jak ja to lubię nazywać Tartaru. Ubrałem czarne dresy, białą koszulę chwyciłem pierwsze lepsze buty w których już miałem naszykowane skarpetki nie wiem czemu, ale taki miałem nawyk, że skarpetki zakładałem dopiero przed wyjściem jeśli nikogo nie było w domu lub wszyscy spali tak jak dzisiaj. Nim pani demon zdążyła wstać i mnie zatrzymać wybyłem z tego wariatkowa tonąc w moich myślach. Było chyba koło dziesiątej, kiedy banda komików dołączyła do mnie na polanie.
- Len! Co ci się stało?!- Krzyknął przerażony Jocko kiedy podbiegł do mnie cudem nie obrywając guan dao, które "przypadkowo" znalazła się na drzewie i prawie przecięło go na pół. Głupi szczęśliwy głupiec, tylko pięć centymetrów, a moje maleństwo zrobiłoby mu krzywdę.
- Stary przerażasz mnie.- Wymamrotał niebiesko włosy szaman z północy lub jak ja lubię nazywać niebieska czapa. Otrzepałem spodnie i spojrzałem na zgraję idiotów, którzy patrzyli na mnie tak jakby wyrosła mi druga głowa.
- Co?- Spytałem zirytowany, Rio wyciągnął swoje lusterko... nawet nie chcę wiedzieć skąd je wytrzasnął i podał mi je. Upuściłem je w szoku, kiedy zaczęłam dotykać tyłu moich włosów nie dość, że były krótkie to jeszcze miałem je ciemniejsze, prawie czarne, a moje oczy z oliwkowych zrobiły zielone i to takie super zielone niczym reflektory.
- Zmiana planów wracam do Chin teraz!- Krzyknąłem wściekły, gdy nie wiedziałem co się dzieje
złość przejmowała kontrolę i o dziwo dobrze na tym wychodziłem... przy najmniej czasem.
   Banda tłumoków poszła za mną mając idealną wymówkę na brak treningu o dziwo nawet panna Anna nie stawiała się nikomu i od razu wyruszyliśmy. Te dwanaście godzin były dla mnie piekłem, jeszcze nigdy nie byłem tak wyczerpany, a nie cofam to w Dobi było o wiele gorzej! Szedłem skrótami do domu słuchając przez kolejne dwie godziny narzekań tych leniwych tyłków. Naprawdę oni myślą, że maja ciężko? To niech się ze mną chociaż na jeden dzień zamienią to wtedy pogadamy, księżniczki nie szamani. Nim się zorientowałem byłem w mojej jakże ukochanej rezydencji. Bez zbędnych formalności wszedłem do swojej posesji i poszedłem prosto do sali Tangen z hukiem otwierając te przeklęte wrota.
- O Lenny już jesteś.- Stwierdził oczywiste mój strój, jednak ja nie byłem w nastroju na tanie pogaduszki, a zwłaszcza na te żarciki, które ponoć miały być śmieszne.
- Pewnie się zastanawiasz skąd ta zmiana koloru? Cóż to proste. To twoje naturalne oczy i włosy, a przynajmniej tak myślę.- Mruknął mało przekonany brunet całkowicie ignorując nie tylko moje zdziwienie, ale i wszystkich znajdujących się w tym przeklętym pomieszczeniu.
- En przestań mieszać chłopakowi w głowie... Megami wyjaśnij swojemu kochasiowi jego... zmiany.- Ching spojrzał w ciemny kąt z którego wyłoniła się nastolatka z moich snów i to dosłownie. Swoja drogą, o czym mój dziadek mówi?!!
- To nie mój kochaś.- Burknęła starając się zachować swój spokój. Mi trudno było zachować jakiekolwiek myśli, widząc ją w myślach miałem tylko "wow" to anioł, nie kobieta.
- Jasne, jasne.-Przytaknął mężczyzna z kozią bródką ignorując silne zaprzeczenia blondynki. Nie wiem czemu, ale poczułem się odrzucony i to było dziwne bo ja praktycznie jej nie pamiętam!
- Na prawdę dziadku mógłbyś zachować trochę powagi, nie widziałam was sześć lat... Przepraszam Lenny to bardzo... skomplikowane to wyjaśnienia. Znam cię od dziecka, dosłownie i nastąpiły małe komplikacje.- Mruknęła patrząc kątem oka na En'a jakby chciała go spalić na popiół. Czułem jak powietrze wokół nas ochładza się o kilka stopni, ale kontynuowała, a temperatura wróciła do normalnej.
- Twoje wspomnienia są zablokowane i jak już wcześniej wspominałam trzeba czasu by zaklęcie osłabło i bez komplikacji mógłbyś je przełamać. Oczywiście nikt mnie nie słucha, bo po co prawda?- Syknęła wyraźnie oburzona. Dąsała się niczym mała dziewczynka i nie mogłem powstrzymać uśmiechu widząc jej lekkie rumieńce na policzkach kiedy na mnie spojrzała.
- Nie długo wiosna i wiesz kochana co to oznacza?- Mój dziadek jak zwykle wiedział wszystko i jak zwykle ja nie byłem wtajemniczony. Po prostu kocham moją rodzinkę są tacy "szczerzy i ufni", że ja odpadam.
- Nic, a nic.- Odpowiedziała spokojnie siadając na krześle, którego na bank wcześniej tu nie było. Ona jest czarownicą, czy jak?!
- Jestem pewny, że teraz będzie inaczej. W twoim czasie byłaś chroniona i powiedzmy zajmowanie się moim wnukiem zajęło twoim instynkt od szukania... przyjaciela, ale teraz... Twoje ciało w ciągu sześciu lat bardzo się zmieniło.- Mówił spokojnie Ching, Był zbyt opanowany jak na mój gust, ale nic nie mogłem powiedzieć, skoro ukrywa przede mną najważniejsze informacje i oczekuje, że po kilku takich gadkach będę wszystko rozumieć!
- Tak, tak rozumiem ptaszki pszczółki i te sprawy. Daruj sobie te pogadanki, jeśli tylko po to mnie tu sprowadziłeś to wracam do siebie.- Blondynka wstała z krzesła i ruszyła w stronę drugich drzwi, gdzie stała Jun i moja mama z niespokojnymi uśmiechami. One wiedzą! Tylko ja jestem tu głupi, o nie tak nie będziemy się bawić!
- Nie możesz. Obiecałaś zrobić wszystko...- Scenę ze snu znów stanęła mi przed oczami, albo ona jest ofiarą albo moja rodzina... O matko, ona jest ofiarą! Moja rodzina na niej żeruje za coś co ma związek ze mną inaczej by mnie tu nie było, ale tylko o co tu do jasnej cholery chodzi?! Dlaczego wszystko jest tak jakbym widział przez mgłę, głosów jest tak wiele. Zlewają się i nakładają jeden na drugi, a głowa znów zaczyna mnie boleć. Niech to wszystko szlag trafi i będzie święty spokój.
- Zrobiłam wystarczająco.- Warknęła wyraźnie zła i nerwowa. Chciała coś ukryć to było więcej niż pewne. Miałem nosa do takich spraw, ale ból głowy w cale mi nie pomagał w mojej niekorzystnej sytuacji, ale kogo to obchodzi? Nikogo, bo wszyscy są zajęci pilnowaniem tajemnic!
- Powinnaś przemyśleć to jeszcze raz. Naprawdę chcesz by twój mały Lenny cierpiał?- En spojrzał na mnie, a później na nią. Warknęła wściekła odskakując od dwóch Tao na kilka metrów. Gdyby głowa mi nie pękała na pewno zacząłbym wrzeszczeć i rzucać nożami w tą, i we w tą za traktowanie mnie jak dziecko.
-  Jest jednym z was. Należy do waszej rodziny niby dlaczego to ja mam za was odwalać czarną robotę?- Syknęła rozluźniając się nieco. Nie wiem skąd, ale znałem tą postawę i byłem pewny, że coś planuje, ale jednocześnie jest gotowa się poddać na swoich warunkach. Za dużo myśli!
- Cóż plan był taki, żebyś dała nam dziedzica doskonałego, ale jesteś tak uparta, że żaden z poprzednich przywódców by cię nie okiełznał. Mój brat musiał się ulitować na dzieckiem i dać ci wolność, jednak coś za coś. Nasz drugi plan był jeszcze łatwiejszy, sama wychowasz swojego partnera i później cię wyeliminujemy, niestety nastąpiły drobne komplikacje.- Spojrzałem na mojego granatookiego z czystą furią, trudno oddychałem, a wręcz sapałem, kiedy wszystko powoli się rozjaśniało, ale ból był okropny. Z każdym słowem byłego przywódcy czułem w sobie co raz większy gniew.
- Jakie komplikacje?- Spytała ostro Anna wyraźnie zainteresowana sekretami mojej rodzinki. W końcu ode mnie niczego się nie dowie, nawet jakby miała mi przetrząsnąć całą pamięć.
- Dzieciak też potrafi kochać. Lenny miał 10 lat kiedy ogłosił wszystkim, że nasza słodka Megami zostanie jego żoną kiedy będzie starszy tego samego roku widział jak jego opiekunka walczy o życie w tej sali i osłania go własnym ciałem przed rychłą śmiercią. Wszystko przeżyła... Byłaś niczym marionetka na sznurkach wystarczyło było powiedzieć "zniszczę życie twojemu małemu księciu", a byłaś gotowa oddać za niego życie.- Byłem zdezorientowany. Nie wiedziałem o czym mówi En i w sumie nie chciałem wiedzieć, ale w brew sobie wspomnienia zalewały mi głowę. Czułem kompletny haos, nic do siebie nie pasowało, ale jednocześnie to co mówił Tao nabierało sensu.
- En przestań! Już wystarczy!- Krzyknęła nagle Megami, kiedy usłyszała jak jęczę z bólu i trzymam się obiema rękoma za głowę próbując zatrzymać ból, który jak chwilę temu zgasł tak teraz urósł trzykrotnie.
- To dopiero początek. Niech sobie przypomni ile razy widział cię prawie martwą, niech pamięta jakim potworem jesteś.- Spojrzałem na stryja ze złością, on to robi specjalnie chce żebym wszystko sobie przypomniał i na pewno miał w tym swój powód, były to tylko złe wspomnienia, ale w raz ze złymi szły dobre, który było o wiele więcej i chyba natłok zbyt wielu informacji powodował mi taki straszny ból głowy.
- Wujku przestań! To idzie za daleko!- Krzyknęła Jun podbiegając w moim kierunku osłaniając swoim ciałem mnie i Meg, która patrzyła na mnie bardzo zmartwiona.
    Niebieskooka nastolatka podeszła do mnie i powoli zmusiła bym uklęknął na podłodze. Jej lewą dłoń, którą trzymała na moim czole otoczył błękitny płomień. Ból zniknął, ale również z nim świadomość o moim otoczeniu. Czułem się jakbym zapadł w sen. W bardzo spokojny sen, który wyjaśniał mi całą przeszłość, ale powoli i w odpowiednim porządku. Cały czas czułem to ciepło, które mnie otoczyło i chroniło od emocji, jakie czułem jako mały chłopiec. Widziałem, rozumiałem, pamiętałem po tym kim jestem, dlaczego tu jestem i jak bardzo zależy mi na tej dziewczynie, ale nie mogłem zrozumieć jednego. O jakim potworze oni mówili? Przecież Megami prócz paru wybitnych zdolności jest całkowicie normalna, a przynajmniej nie biorąc pod uwagę jej dziwnego zachowania.
 En Tao

 Ching Tao