poniedziałek, 2 marca 2015

V Wiosna część 1

Megami
   Po naszym treningu wróciliśmy do posiadłości. Jestem szczerze pełna podziwu, że mój były podopieczny tak szybko przypomina sobie magię. Mam nadzieje, że nigdy się nie dowie kim była jego babcia. Ja znam ją aż za dobrze, jednak Fugi i Len odziedziczyli po niej jedno... moc. Ching ożenił się z nią dla władzy, a przynajmniej tak myślą Tao. Dzięki Bogu, En i reszta rodziny nie odziedziczyli po niej magii, która pochodziła z mojego świata. Mogę sobie już wyobrazić jak wszyscy szamani porywają smoki z mojego świata, by po ich zabiciu władać wielką mocą, czyli magią.
- Megi! Megami!- Krzyczał zielonooki machając mi przed twarzą rękom. Wydawał się lekko oburzony, że go nie słucham, ale jego nadymane policzki szybko zniknęły. Oburzenie zastąpiła troska, a chłodne oczy przybrały cieplejszy odcień.
- Tak?- Spytałam wyrwana z zamyśleń obserwując jak chiński wojownik obserwuje mnie uważnie i podnosi jedną brew mimiką karząc mi wyśpiewać wszystko, czego on nie mógł odczytać z mojej głowy. W takich sytuacjach ubóstwiałam fakt, że mój ojciec jest smokiem i nikt mi w głowie mieszać nie może.
- Tak sobie myślałam.- Powiedziałam wymijająco, ale brunet złapał mnie za nadgarstek i spojrzał wyczekująco wyraźnie nie zadowolony taką odpowiedzią.
- Jak to jest... am, no ten... miłość!- Palnęłam spanikowana, kiedy moja przestrzeń osobista została poważnie naruszona. Dlaczego on musi być mojego wzrostu?! Co ja ci świecie takiego zrobiłam, że mnie tak bardzo nienawidzisz?!
- Miłość?- Spytał podnosząc obie brwi wyraźnie zdziwiony i rozbawiony moją reakcją.
- Tak! Dokładnie, miłość hehe...- Zaśmiałam się nerwowo, ręce zaczęły mi się pocić, a w brzuchu poczułam jak wiąże mi się węzeł. Len spojrzał na mnie sceptycznie, ale westchnął zirytowany by położyć dłoń na oczy. Po chwili skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej i pokręcił z rozbawieniem głową.
- Powiedzmy, że ci wierzę.- Powiedział rozbawiony stykając się ze mną czołami. Spojrzał mi w oczy jakby szukał w nich prawdy po czym się odsunął i z złośliwym uśmieszkiem poszedł do jadalni. Zostawił mnie samą z łomoczącym sercem i bardzo zmyloną.
- Tao!!- Krzyknęłam wściekła i pobiegłam za tym wcieleniem diabła, który był słodki, przystojny, uroczy i opiekuńczy i... no dobra Megami otrząśnij się! Jesteś u niego w domu dopiero jeden dzień. Opanuj się dziewczyno! Potrząsnęłam mocno głową, przed wejściem do jadalni. To co tam ujrzałam do końca życia będzie mnie prześladować. Len gonił Afroamerykanina, który uciekał przed nim z jego zieloną koszulką. Nie wiedziałam, kiedy zdążył się przebrać i prawdę mówić mało mnie interesowała w obecnej chwili. Niebieskowłosy szaman w ubraniu typowym dla północnych plemion leżał na krześle i klepał swój nabrzmiały brzuch, szatyn z pomarańczowymi słuchawkami we włosach zasnął z otwartymi oczami podbierając swój podbródek na dłoni. Nastolatek o zielonych włosach, który nie wyglądał na więcej niż trzynaście lat siedział w koncie i z przerażeniem oglądał jak niski chłopiec krzyczy na swego laptopa, pseudo Elvis szuka go wszędzie krzycząc " Mój protegowany!". Nekromanta był zapatrzony w powietrze od czasu do czasu mówiąc "Moja droga Elajzo." Dwie dziewczyny jedna o różowych włosach leżała na podłodze z czerwoną twarzą, a jej przyjaciółka o niebieskich włosach krzyczała " Trey! Nie jedz jak świnia!" do za pewne swego brata, który nic, a nic sobie z tego nie robił.
    W końcu do pomieszczenia wtargnęła blondynka z demoniczną aurą. W mgnieniu oka wszyscy zatrzymali swe czynności i spojrzeli na rozwścieczoną blondynkę o krótkich włosach. Ja byłam zbyt zajęta oglądaniem klatki piersiowej mojego narzeczonego, żeby skupić się na awanturniczej nowej koleżance.
- Co tu się wyrabia?!- Wydarła się na całą posiadłość wyrywając mnie z rozmyśleń nad mięśniami młodego Tao.
- Chłopcy zacieśniają swoje więzi.- Odpowiedziałam spokojnie, wtedy oczy wszystkich bez wyjątku spojrzały na mnie zdając sobie sprawę, że prócz pani demon jest w tej sali ktoś jeszcze.
- Ach ty jesteś nowa.- Powiedziała wyraźnie zirytowana nastolatka, która była na oko około dwa lata ode mnie młodsza.
- Nie jestem żadna nowa. Byłam tu pierwsza i jeśli ktoś tu jest nowy to chyba raczej ty złociutka.- Powiedziałam wyraźnie zirytowana zachowaniem blondynki i jej niewyparzonym językiem.
- Wybacz panienko, ale jakbyś nie zauważyła twój status nic mnie nie obchodzi. Tak samo, czy jesteś narzeczoną tego bałwana, czy też nie.- Powiedziała uśmiechając się podle. Zmrużyłam niebezpiecznie oczy, kiedy czarnooka zrobiła kilka do przodu.
- Powinno cię to jednak obchodzić skoro jesteś na moim terenie i w każdej chwili mogę ci zrobić krzywdę.- Powiedziałam pokazując lekko swoje kły. Od razu dostrzegłam jak staje wryta i po skroni spływa jej zimny pot.
- Megami. Wystarczy.- Powiedział ostro zielonooki, który miał już założoną bluzkę i stanął metr przede mną.
- Nie ujawnij się tak pochopnie. Nie potrzebujemy więcej problemów,dobrze?- Spytał ledwo słyszalnie dla normalnego ucha. Spojrzałam na niego ostro, ale mimo to nie ustępował. Wypuściłam głośno powietrze i niechętnie skinęłam głową.
- Megi to Anna Kyoyama jest medium i narzeczoną Yoh Asakury.- Szaman wskazał na szatyna, który uśmiechał się teraz głupawo. Prychnęłam krzyżując ramiona na wysokości klatki piersiowej.
- Pilika i jej brat Trey Usui.- Kontynuował niewzruszony moim zachowaniem, co oczywiście zirytowała mnie jeszcze bardziej.
- Jocko McDalniel , Morty Manta, Rio Umemya, Layserg Diethel i Jonatan Faust VIII. A i na podłodze leży Tamara Tamao. Chłopaki to moja narzeczona Megami Dragneel. Nie widzi duchów, więc nie zaśmiecajcie jej głowy takimi rzeczami.- Dodał chłodno strzelając swoim przyjaciołom lodowe spojrzenie, którego nawet mój wujek nie posiadał, a przecież był magiem lodu.
- Miło mi.- Uśmiechnęłam się lekko szykując wielki plan zemsty dla mojego słodkiego przyszłego męża.
- Niezła laska!- Krzyknął szaman z północy szczerząc się jak głupi do sera, kilku jego towarzyszy przytaknęło mu ruchem głowy, ale nie śmieli się odezwać.
- Megi możemy spotkać się w moim pokoju?- Spytał zielonooki tonem, który sugerował, żeby lepiej wykonać jego prośbę. Nie bałam się go, żeby wszystko było jasne, ale to w końcu TAO, ma bransoletkę, która zablokuje moce i puf jestem zdana na jego łaskę. Wiem, aż za dobrze, że walki w ręcz to on raczej ze mną nie wybierze.
    Przytaknęłam sfrustrowana i wyszłam cicho zamykając za sobą drzwi. Przemierzając korytarze cudem czegoś nie zniszczyłam, choć na pewno coś porysowałam lub uszkodziłam. Zamknęłam drzwi do sypialni zielonookiego z hukiem i usiadłam na jego łóżku zakładając nogę na nogę i krzyżując ramiona na wysokości klatki piersiowej. Byłam bardzo zirytowana, że ten dzieciak rządzi mną jak pionkiem na szachownicy, ale teraz musiałam być cierpliwa by wysłuchać, co panicz Tao ma mi do powiedzenia, za nim ogłoszę swój bunt.
- Chcesz się zabić?!! Czy to tobie już kompletnie odbiło?!!- Wrzeszczał wściekły zbliżając się do mnie. Jego wzrok był utkwiony w moich oczach, choć kilka razy zjechał na dół, co wywołało u mnie parsknięcie i obruszenie, że nie panuje nad sobą.
- Nie krzycz na mnie. Nic złego nie zrobiłam.- Powiedziałam spokojnie powoli wypuszczając powietrze. Czułam jak oczy zachodzą mi lekką mgłą, kiedy Tao miotał się po pokoju i krzyczał, że jestem nie rozważna i głupia. Mój wzrok powędrował na kalendarz i potem na szamana, który stał przede mną i warczał wyraźnie zirytowany moją nie uwagę na jego monolog.
- Nie przesadzaj nic się nie stało. Wielkie mi rzeczy zobaczyła moje kły i co z tego?- Spytałam podrażniona. Czułam jak mój organizm zalewa fala ciepła i powoli tracę nad sobą kontrolę, co nigdy nie było dobre.
- Co z tego?! Jeśli się dowiedzą, że nie jesteś stąd zabiją cię!- Warknął będąc już na granicy wytrzymałości.
- Mnie? To ja chyba ich.- Syknęłam wstając by być na równi z chińskim wojownikiem. Jego źrenicę w ciągu kilku sekund zaczęły się zwężać i nim zdążył mi odkrzyknąć pocałowałam go. Pocałunek nie należał do ciepłych i romantycznych. Był ostry i brutalny. Mój umysł zgasł i straciłam swój rozsądek. Pojedyncze obrazy docierały do mojego mózgu. W jednej chwili Tao leżał na mnie i był jeszcze ubrany, a w drugiej pamiętam jak wbiłam swoje kły przy jego karku po mojej prawej stronie. Następny obraz to jak na jego ramieniu powstał niebiesko-złoty smok. Wydawało się, że ma tatuaż, ale to jak znak dla innych smoków, żeby trzymały się od niego z daleka i to mnie rano na pewno przerazi. Swoją drogę dzisiaj chyba był pierwszy dzień wiosny... CHOLERA!!!!!!!!
 "Tatuaż"/ Znamię Len'a
(ale jego brzuch powinien mieć jasną złotą barwę)



3 komentarze:

  1. Po przeczytaniu tego rozdziału byłam zaskoczona. A końcówka to już w ogóle... tylko mam nadzieje, że to mi nie zasugerowało mi tego co myślę?
    Jak widać nasza bohaterka będą narzeczoną Len'a, została "zamknięta w klatce". A to chyba smokom nic dobrego nie wróży. No cóż.
    Rozdział bardzo fajny jak pozostałe które przeczytałam.
    Wybacz mi że nie komentowałam poprzednich, gdyż byłam zajęta i byłam (i nadal jestem) chora. Teraz przynajmniej mam trochę czasu na pisanie, czytanie itp.
    To tyle co chciałam powiedzieć.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.s.
      Zapraszam na swojego najnowszego bloga: http://crystal-chronicle.blogspot.com/

      Usuń
    2. Spoko znam ten ból sama jestem chora. I czytałam początek, świetnie się zapowiada! :-)

      Usuń

Miło czytać, że ktoś komentuje. Dla was to chwila dla mnie radość, zapraszam do komentowania ;-)