Zostałem na moim łóżku i rozmyślałem nad tym, co mówiła Megami. Wybiła północ i postanowiłem pójść spać. Nie miałem siły, aby zadręczać swój mózg o takie głupoty jakimi jest zrozumienie dojrzewającej kobiety.
" Siedziałem przy altanie i chowałem się w zielonych krzakach. Obok mnie lewitował w formie czerwonej kuli Bason chichocząc. Całkowicie go zignorowałem i leżąc płasko na ziemi wzrokiem przeczesywałem powierzchnię ziemi w poszukiwaniu czarnych sandałów na obcasie, które powinny być odsłonięte lub zakryte białym materiałem z koronką na samym dole. Po chwili obok mnie przeszła w nastolatka w jasnej niebieskiej sukni z ciemniejszym gorsetem. Jasne blond włosy miała związane w kok, który był ozdobiony małymi różami. Grzywka sięgała jej do cienkich brwi, a jej duże błękitne oczy patrzyły prosto na mnie. Czułem to przyjemne uczucie, trudno mi je było opisać. Wiedziałem, że mam kogoś kto zawsze będzie przy mnie, będzie mnie wspierał i nigdy mnie nie zostawi.
- Gdzie ten Lenny się znów schował?- Mówiła udając zamyśloną krążąc wzrokiem po całym ogrodzie. Zacząłem się cicho śmiać słysząc jej ciepły głos. Ona z chichotem zaczęła się rozglądać i podpuszczać, że zaraz pójdzie szukać, mnie dalej skoro mnie tu nie widzi. Słysząc jak odchodzi wyszedłem z krzewu róży brudząc i niszcząc swoje ubranie. Skoczyłem na blondynkę i mocno uczepiłem się jej nogi.
- Wygrałem!- Krzyknąłem uśmiechając się szeroko pokazując równy rząd śnieżnych zębów. Niebieskooka zakryła wachlarzem swój uśmiech, ale kiedy go odłożyła znów podzieliłem się z nią swoją radością.
- Mój mały Książę znów mnie przechytrzył.- Powiedziała czule zastępując mi całe ciepło rodziny. Zmierzwiła moją grzywkę i z piskiem pobiegła w głąb zielonej krainy.
- Nie jestem dzieckiem! Megi!! Udowodnię ci to! Kiedyś zostaniesz moją żoną!- Krzyczałem goniąc ją, wiedziałem doskonale, że gdyby chciała już dawno byłaby po za moim zasięgiem wzroku.
- Jeśli mnie złapiesz Lenny.- Śmiała się radośnie. Nagle przewróciłem się o korzeń wiśni i upadłem barwiąc kolana czarnych spodni, które przynajmniej rano były czarne. Obecnie były brązowo zielone. Leżałem na ziemi pocierając obolałe łokcie, które bolały bardziej niż nogi. Megami zatrzymała się i odwróciła, jej radość zastąpiła troska i niepokój. W mgnieniu oka siedziała przy mnie i oglądała moje drobne skaleczenia. Od czasu do czasu nawiązywała ze mną kontakt wzrokowy czy aby przypadkiem nie spowodowała mi większego bólu. Po chwili wypuściła powietrze pełne ulgi i na jej zatroskanej twarzy na powrót zagościł wesoły uśmiech.
- Złapałem cię.- Powiedziałem poważnie trzymając jej lewy nadgarstek. Spojrzała na mnie z lekką niepewnością, która gościła u niej tylko kilka sekund. Potem zaczęła się śmiać, mocno mnie przytuliła i pocałowała w policzek. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
- N-nie płacz!- Krzyknąłem spanikowany, że spowodowałem jej ból. Blondynka pokręciła delikatnie głową z boku na bok.
- To najmilsza rzecz jaka mnie tutaj spotkała... To będzie zaszczyt zostać twoją żoną panie Tao.- Była poważna i za to ją kochałem. Zawsze traktowała moje obietnice poważnie nawet jak miałem pięć lat.
- Lenny. Czas wstać... Lenny!"
Otworzyłem oczy by zobaczyć po drugiej stronie mojego pokoju blondynkę, która była ubrana w zwykłą kremową sukienkę ze złotym gorsetem. Na jej palcu serdecznym u lewej ręki znajdowała się cienka srebrna obrączka wysadzana małymi diamencikami. Odwróciła się do mnie przodem starając się ukryć swoje lekko zabarwione policzki.
- Czas na trening.- Powiedziała lekko piskliwym głosem trzymając swój wzrok na podłodze jakby była bardziej interesująca niż ja. Kto by pomyślał, że to ona będzie nie śmiała. Zwykle to dziewczyny nie znają wyczucia i granic, a tu proszę ta rola ewidentnie mi przypadła.
- Naszykowałam ci ubrania, weź też złoty oręż. Zaczekam w jadalni.- Powiedziała szybko opuszczając moją komnatę z jednej strony byłem jej za to ogromnie wdzięczny. Niby komu dziewczyna szykuje ubrania? Właśnie jedynie dzieciom. Jednak z drugiej strony bardzo lubiłem oglądać, kiedy była zawstydzona. To było, jest i będzie moim hobby. Jakby nie patrzeć to w końcu moja narzeczona. Wstałem z łóżka i wchodząc do łazienki chwyciłem ubrania i poszedłem się umyć. Później wcisnąłem się w ciemno fioletowo-bordowo-czarną zbroję z peleryną i kołnierzem do podbródka. Buty miałem ciemno brązowe do kolan i lekko bufiaste czarne spodnie w nie wsadzone. Chwyciłem złote guan dao i zszedłem do jadalni. Czułem motyle w brzuchu i naprawdę zżerały mnie nerwy. Był to w sumie pierwszy dzień po sześciu latach zapomnienia i czułem się trochę nie pewnie. Nie wiedziałem w końcu na ile mogę sobie pozwolić i jak bardzo zmieniła się niebieskooka. Otworzyłem drzwi do jadalni i oczy prawie wyszyły mi na wierzch.
- To ma być śniadanie?- Spytałem utrzymując swoje zielone oczęta w ciągłym wytrzeszczu na stole, który w każdej chwili mógł się zawalić od ilości misek, miseczek i innych naczyń pełnych jedzenia.
- Podobno twoi przyjaciele dużo jedzą, więc chciałam, żebyś spokojnie zjadł. Pewnie Anna cię wygłodziła. Rozmawiałam z nią wczoraj oziębła dziewczyna. Nic dziwnego, że jesteś taki chudy. Ta dziewczyna jest takim potworem!- Warczała pod nosem Megami otoczona mroczną aurą. Tak i wszystko wróciło do normy. Nie potrzebnie się o wszystko tak martwię.
- Sama to zrobiłaś?- Spytałem wyrywając ją z mrocznych klątw, które rzucała na medium. Nie chcę, żeby mój rywal umarł przed walką. To byłoby za łatwe wygrać koronę Króla Szamanów z tymi idiotami.
- Tak, ale polecam kuchnię francuską. Delikatny ser i cienki chleb są syte, ale jednocześnie lekkie, a dokładając do tego włoską sałatę masz śniadanie pełne nabiału i witamin. Mleka?- Spytała podając mi szklankę białego napoju, którą z chęcią przyjąłem. Meg tylko uśmiechnęła się ciepło, kiedy nalała mi więcej napoju. Sama gardziła białym płynem od krowy, kilka razy zmusiłem ją by to wypiła i albo przez dwie godziny spędziła w łazience płucząc zęby by pozbyć się smaku, lub siedziała w niej i miała mdłości, ostatnim razem wymiotowała i po tym incydencie przez kilka tygodni kryłem się by pić moje mleko. Masła na kanapkach też nie lubiła, zupy ze śmietaną uważała za nie zdrową i tłustą. Nie znaczyło to, że nie miała tych składników w swojej diecie. Dawała je wszędzie indziej i bardzo starała się ograniczyć mi śmietanę, która w sumie ma sobie tłuszcz i nie jedząc jej nic nie tracę.
- Jedz ostrożnie.- Powiedziała z niepokojem, kiedy zaczęłam pchać do buzi wszystko co uważałem za smaczne.
- Ale to wszystko jest takie dobre!- Jęczałem, kiedy blondynka zabrała mnie z jadalni z niepokojem obserwując jak talerz pełny jedzenie lewituje za nami. O tak zapomniałem na śmierć! Megi nie widzi duchów. Wyczuwa je nawet z odległości mili, ale ich nie widzi ani nie słyszy, więc po sześciu latach rozłąki musi przeżywać ogromny wstrząs.
Wychodząc do ogrodu puściła moje ramię i kroczyła przede mną krzywiąc się widząc szary krajobraz z martwą roślinnością. Szła wyprostowana, a jej ramiona były sztywne. Nie musiałem widzieć jej twarzy, żeby stwierdzić, że jest wściekła na działalności mojego wujaszka na jej dawnym sanktuarium.
- Gdzie idziemy?- Spytałem po kilku minutach martwej i niewygodnej ciszy. Zatrzymała się i spojrzała na mnie. Jej gniew zmienił się w smutek, ale szybko zatuszowała to swoim uśmiechem. Odczepiła swoją sukienkę ujawniając czarne spodnie i płaskie sportowe obuwie. Od połowy ramion miała złote rękawy, a jej szyję zdobiła czerwona wstążka związana niczym luźny krawat. Włosy miała spięte w kok, a w prawej dłoni pojawił się miecz o złotej rękojeści otoczony błękitnym płomieniem. Odruchowo wyciągnęłam złote guan dao. Powietrze wokół mnie jakby stanęło, nie rozumiałem tego znajomego uczucia, ale Dragneel uśmiechała się, co musiało oznaczać, że tego się spodziewała.
- Bardzo dobrze. Teraz zobaczymy, czy dorównasz sobie kiedy miałeś dziesięć lat.- Uśmiechnęła się chytrze i zaczęła mnie atakować. Na początku wymienialiśmy się ciosami, raz ja sparowałem jej miecz, a raz ona moja halabardę. Po godzinie musiałem unikać ognia, co było niezmiernie trudne, ale niebieskooka wcale mi nie odpuszczała. Kiedy upadałem kazała wstawać, kiedy unikałem atakować, a jeśli próbowałem użyć Bason'a oddzielała mnie od niego ogniem. Wiedziałem, że czegoś ode mnie oczekuje, jednak pojawiał się problem, ponieważ ja nie wiedziałem czego ona tak właściwie chce.
- Skup się Len!- Krzyknęła zirytowana, moim ciągłym unikaniem. Na prawdę nie wiem, czego ona ode mnie oczekiwała. Miałem na nią po szarżować i spalić się na drobny mak? Wybaczcie, ale to nie jest jeden ze sposobów w jaki chciałbym skrócić sobie życie.
- Kobieto! Chcesz mnie zabić?!- Wrzasnąłem wściekły i lekko przestraszony, że ona rzeczywiście może mnie skrócić o głowę lub spalić na skwarkę w jednej sekundzie. Pytanie brzmi, dlaczego wciąż żyje?!
- Przestań się nad sobą rozczulać i skup się! ... Poczuj powietrze, które jest wokół ciebie, wsłuchaj się w szum wiatru.- Mówiła spokojnie, kiedy zamknąłem oczy starając się skupić nad tym, co mówiła blondynka. Tak łatwo mówić komuś kto używa ognia do walki!
- A teraz się broń!- Krzyknęła, odruchowo zakryłem dłońmi głowę. Usłyszałem krzyk i otworzyłem jedno oko by zobaczyć, że nastolatka z kamiennym wyrazem twarzy unosi się w powietrzu a z pleców wyrasta jej para jasnych złotych skrzydeł. Powoli zaczęła opadać na ziemię, kiedy jej stopy dotknęła twardego podłoża jej skrzydła zniknęły. Spojrzała na mnie i z nieodczytanym wyrazem twarzy zaczęła się zbliżać. Stając przede mną podniosłą lekko głowę, by odsłonić rozbawione niebieskie oczy i pokazać mi swój szczery uśmiech. Widząc jej kły z tak bliskiej odległości nawet nie drgnąłem, wręcz przeciwnie patrzyłem na jej zęby niczym zahipnotyzowany. Nie wiem, czy ona jest, ale za nic na świecie nie chcę by się zmieniła. Czułem jej aurę pełną odwagi, ciepła i dostojeństwa niczym u władcy. Mogłem wyczuć, że chce mnie zdominować i pokazać, że to ona mną rządzi, ale trafiła kosa na kamień bo ja się jej tak łatwo nie dam. W ręcz przeciwnie, to ja zdominuje ją i to jest obietnica!
(to w niej ma zapieczętowaną umiejętność panowania nad powietrzem)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Miło czytać, że ktoś komentuje. Dla was to chwila dla mnie radość, zapraszam do komentowania ;-)