Czekałam w ogrodzie, a raczej w miejscu, którego kiedyś można było tak nazwać. Siedziałam na wielkim głazie i bawiłam się wachlarzem, dzięki któremu miałam kilka asów w rękawie. Podniosłam się na równe nogi, kiedy wyczułam zbliżającego się ucznia. Byłam sobą bardzo rozczarowana. Ching miał rację nie panuje nad tymi emocjami. To był czysty instynkt, nigdy nie zapomnę tych scen... mój pierwszy raz i w ogóle go nie pamiętam!!!
- Meg?... Co robisz na tych treningach?- Spytał znudzony, kiedy wyrwałam się z moich zamyśleń i zwróciłam na niego uwagę. Poczułam ulgę widząc, że się nie zmienił mimo jego dorastania.
- W ciągu minuty musimy się tam wspiąć i w ciągu pół zejść włącznie z przerwami... na ćwiczenia.- Dodałam widząc jak ulga wyparowuje z jego twarzy i przeradza się w przerażenie. Uśmiechnęłam się ciepło i pogłaskała go delikatnie po grzywce przypominając sobie jaki bym energiczny kiedy był dzieckiem. Wydawał się oburzony moim czynem, ale nic nie powiedział. Prychnął i skierował się w stronę ścieżki, która prowadziła na skalisty szczyt.
- Masz więcej czasu niż minuta, ale dlatego bo jesteś zmęczony i zbyt ciężki trening może ci bardziej zaszkodzić niż pomóc. Umówmy się tak... Jeśli czujesz zmęczenie przestajesz, dobrze?- Spytałam mierząc go wzrokiem godnej najlepszej opiekunki. W odpowiedzi usłyszałam prychnięcie i po krzyku start zajęło mi 40 sekund by dotrzeć na szczyt. Lenny był dopiero na początku i z trudem biegł. Szczęka opadła mu do ziemi i pewnie głowił się jak taka prędkość może być możliwa... gdyby miał ojca smoka też by tak mógł. Nie bez przyczyny podnoszę rzeczy, które są nawet dziesięć razy cięższe ode mnie.
- Spokojnie Lenny jak skończysz spotkamy się na dole!- Krzyknęłam kiedy po 10 minutach minęłam go w połowie drogi dyszącego niczym pies w upale. Spojrzał na mnie jak bym miała trzy głowy i powlekł się dalej cudem utrzymując się na nogach, które chwiały mu się niczym, gałęzie drzewa na wietrze.
- Jesteś dziwna!- Pisnął zmordowany, ale "biegł" dzielnie dalej podczas gdy ja miałam czas na pobijanie swoich rekordów.
Około godziny dwudziestej skończyłam mój trening i czekałam aż panicz Tao się obudzi ponieważ zemdlał z wyczerpania.
- Może byłam za surowa?- Spytałam się w sumie siebie samej, kiedy przewiesiłam chłopaka przez ramię podobnie jak mój ojciec robił z moja matką, kiedy chciał ją zdenerwować i wróciłam do posiadłości. Szamani jedli i się bawili ponieważ wieczór mieli wolny. Medium o dziwo mnie zignorowała, za co byłam jej bardzo wdzięczna. Poszłam do sypialni zielonookiego i położyłam go na łóżku. Wyglądał bardzo spokojnie kiedy spał. Taki mały aniołek, który nie może skrzywdzić muchy.
-Tak, jak te pozory mylą.- Mruknęłam na pod nosem idąc do łazienki po mokry ręcznik by wytrzeć twarz bruneta. Po raz pierwszy w życiu widziałam, żeby z jego twarzy lała się woda. Otarłam mu ją i odtrąciłam kilka kosmyków włosów, które przykleiły się do jego mokrej twarzy. Pamiętałam jakby to było wczoraj. Zielonooki biegał po całej sypialni i uciekał przed pokojówkami krzycząc, że nie pójdzie spać. Oczywiście po godzinie był zmęczony, a kobiety wściekłe i wkraczał ja z magiczną ręką usypiania. Przez dwa lata obiecywałam mu prawie co noc że jak podrośnie będzie mógł trenować ze mną. Był taki energiczny, uparty i pewny siebie. Trudno było mu zaprzeczyć w czymkolwiek. Teraz jest starszy. Na pierwszy rzut oka już w pierwszy dzień naszego spotkania mogłam stwierdzić, że bardzo się zmienił nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru. Już nie był słodkim i posłusznym chłopcem, tylko upartym, zawziętym, wygadanym, złośliwym, pyskatym nastolatkiem, który w brew pozorom potrzebuje miłości, choć broni się od jak przed ogniem.
- Zostań.. Nie odchodź.. Megi.- Lenny złapał mnie mocno za nadgarstek cudem nie przyprawiając o zawał serca. Naprawdę ten dzieciak kiedyś wpędzi mnie do grobu.
- Nigdzie nie idę Lenny.- Powiedziałam łagodnie nachylając się nad nim, by usłyszał mój cichy głos. Jego uchwyt na moim nadgarstku był silny i jedno przewrócenie się na drugi bok pociągnęło mnie za nim. Żyłka na czole zaczęła mi niebezpiecznie drgać. On naprawdę myśli, że jeśli robi to przez sen to nic mu nie zrobię?! Od małego ciągle się do mnie tulił, ale teraz to jest nie tyle stresujące, co niewygodne. Zmuszona, przez dziecko do małżeństwa, przespałam się z nastolatkiem przed ślubem ( nie żeby moi rodzice byli lepsi) i mam się zachowywać normalnie?? Przepraszam, ale ja też mam swoją dumę i przestrzeń osobistą!
- Jestem ciekawa ja jutro zareagujesz Lenny.- Uśmiechnęłam się złośliwie już słysząc jego makabryczne krzyki i jąkanie się. Och moja zemsta będzie słodka!
Następnego ranka obudził mnie huk spadania czegoś ciężkiego na podłogę. Otworzyłam leniwie oczy i przeczołgałam się na drugi brzeg łóżka by spotkać się z zielonymi oczami wojownika, który masował sobie tylną cześć ciała.
- Kiedy byłeś mały ciągle ze mną spałeś. Nie rób z igły widły z resztą to nie ja przez sen nie pozwałam ci odejść.- Powiedziałam jakbym czytała mu w myślach. Otworzył szerzej oczy i gdy miał furknąć na mnie w odpowiedzi znów upadł na podłogę, a jego twarz przybrała kilka odcieni czerwieni.
- Mógłbyś Lenny rano tak nie hałasować? Jestem zmęczona.- Zasłoniłam usta dłonią by ukryć moje długie ziewnięcie. Kontem oka dostrzegłam czwartą rano na budziku i postanawiając spać dłużej okryłam się kocem i poszłam spać zostawiając na ziemi biednego szamana, który bezgłośnie ruszył na drugą stronę łóżka z nowym kocem ponieważ pod jednym byłam ja, a na drugim leżałam, więc nie miał wyboru jak pójść do MOJEGO pokoju i wziąć MÓJ koc.. Później odrobi to w treningach będzie tak zmęczony, że następnym razem pomyśli za nim weźmie ode mnie cokolwiek.
- Jak ja się w to wpakowałem?- Mruknął za nim znów poszedł spać, a przynajmniej powinien choć jestem pewna że był za bardzo rozbudzony po bliskim spotkaniu z brązową podłogą żeby znów usnąć.
Obudziłam się około godziny później, Len siedział w fotelu i czytał książkę. Był tak zagłębiony w swej literaturze, że nawet nie zauważył, kiedy wyszłam się przebrać i wykąpać. Potem wróciłam do jego sypialni i zastając go w tej samej pozycji przewróciłam oczami. Podeszłam do niego i delikatnie zabrałam mu książkę. Jego wzrok automatycznie wylądował na mnie. Normalnie by wrzeszczał i krzyczał by oddano mu książkę, ale na mnie jakoś nigdy nie krzyczał... A przynajmniej jak krzyczał to było bardzo epizodycznie.
- Co robisz?- Spytał w zamian uważnie obserwując jak wkładam zakładkę w miejscu gdzie przerwałam mu czytanie i odkładam książkę na jego biurko.
- Śniadanie i trening.- Odpowiedziałam słodko, chichocząc słysząc jego jęki. Brakowało mi jego dziecinnego zachowania.
- Nie zachowuje się dziecinnie!- Krzyknął naburmuszając lekko policzki. Spojrzałam na niego zdziwiona. Nigdy nie mógł przeczytać moich myśli, mam za silną blokadę dla ludzi z mocą podobna do niego jak nie silniejszą.
- Słyszę twoje myśli... Ja je słyszę!! HA!! I co teraz powiesz Anna?! Jestem niesamowity!- Krzyczał zrywając się ze swojego ulubionego miejsca, by skakać po pokoju niczym tygrys z Kubusia Puchatka.
- Jak?- Spytałam zdezorientowana, nie rozumiałam jak to jest możliwe. W końcu jestem smokiem, człowiek nie może mi czytać w myślach.
- Nie wiem, ale wczoraj kiedy mnie wymordowałaś słyszałem ciche głosy. Przez całą noc je słyszałem i rano medytowałem z tą książką... nie pytaj jak to możliwe... i tak mnie oświeciło! Ten tatuaż mi to umożliwił!- Mówił z wielką radością, co mnie trochę zaniepokoiło. Jego radosny uśmiech szybko zmienił się w złośliwy. Przełknęłam głośno ślinę mając bardzo złe przeczucia.
- Ty nie słyszysz moich, ale ja twoje tak. W każdej chwili mogę przeczyścić ci całą główkę z twoich tajemnic.- Powiedział tonem podobnym do jego ojca, kiedy proponował mi "wolność". Cofnęłam się o kilka kroków, po raz pierwszy w życiu poczułam strach.
- Ale tego nie zrobię. Sama mi wszystko powiesz w końcu jesteś moją narzeczoną.- Powiedział spokojnie, choć w głosie dało się wyczuć nutę rozbawienia. Jego oczy uważnie mnie skanowały, czułam się naprawdę nietypowo. Z jednej strony byłam szczęśliwa, że uszanował moją prywatność z drugiej byłam przerażona. Nie miałam drogi ucieczki od tego, zwłaszcza po wczorajszej nocy.
- Kiedy będę gotowa powiem ci wszystko, co chcesz wiedzieć, ale... Nikt inny nie ma prawa wiedzieć o tym. Rozumiesz?- Brunet skinął głową głową i skrzyżował ramiona na wysokości klatki piersiowej podnosząc twarz dumnie. Na jego twarz gościł zarozumiały uśmieszek, a oczy błyszczały iskierkami złośliwości.
- Doskonale. Teraz idziemy jeść. Musisz nabrać sił by pokonać tą górę w minutę.- Uśmiechnęłam się ciepło wychodząc z pokoju ciągnąc go za ramię ignorując jego protesty. Zrobię z niego takiego męża smoka, że mój ojciec będzie ze mnie dumny! Przy okazji Lenny przeżyje z nim bliskie spotkanie jeśli dam radę wrócić do domu.
- Szybciutko Lenny trening czeka!- Zachichotałam, kiedy zobaczyłam jego przerażenie na twarzy.
- Megami! Jesteś potworem!- Krzyczał kiedy wyprowadzałam go siłą z jadalni. Jego przyjaciele stali prosto niczym żołnierze salutując mu.
- Oddajemy ci cześć generale Tao. Umieraj z godnością.- Mówił Trey, podczas gdy reszta miała łzy w oczach przytakując niebieskowłosemu.
- Tak sir!- Krzyknęli chórem. Mój były podopieczny ma takich zabawnych przyjaciół!
- Ja nie chcę umierać!- Jęczał szaman, kiedy drzwi się za nami zamknęły zostawiając chłopaka na moje widzi misie. Gdybym nie była w tak dobrym nastroju to pewnie bym mu współczuła.