sobota, 21 lutego 2015

IV Trening

Len
    Zostałem na moim łóżku i rozmyślałem nad tym, co mówiła Megami. Wybiła północ i postanowiłem pójść spać. Nie miałem siły, aby zadręczać swój mózg o takie głupoty jakimi jest zrozumienie dojrzewającej kobiety.
" Siedziałem przy altanie i chowałem się w zielonych krzakach. Obok mnie lewitował w formie czerwonej kuli Bason chichocząc. Całkowicie go zignorowałem i leżąc płasko na ziemi wzrokiem przeczesywałem powierzchnię ziemi w poszukiwaniu czarnych sandałów na obcasie, które powinny być odsłonięte lub zakryte białym materiałem z koronką na samym dole. Po chwili obok mnie przeszła w nastolatka w jasnej niebieskiej sukni z ciemniejszym gorsetem. Jasne blond włosy miała związane w kok, który był ozdobiony małymi różami. Grzywka sięgała jej do cienkich brwi, a jej duże błękitne oczy patrzyły prosto na mnie. Czułem to przyjemne uczucie, trudno mi je było opisać. Wiedziałem, że mam kogoś kto zawsze będzie przy mnie, będzie mnie wspierał i nigdy mnie nie zostawi.
- Gdzie ten Lenny się znów schował?- Mówiła udając zamyśloną krążąc wzrokiem po całym ogrodzie. Zacząłem się cicho śmiać słysząc jej ciepły głos. Ona z chichotem zaczęła się rozglądać i podpuszczać, że zaraz pójdzie szukać, mnie dalej skoro mnie tu nie widzi. Słysząc jak odchodzi wyszedłem z krzewu róży brudząc i niszcząc swoje ubranie. Skoczyłem na blondynkę i mocno uczepiłem się jej nogi.
- Wygrałem!- Krzyknąłem uśmiechając się szeroko pokazując równy rząd śnieżnych zębów. Niebieskooka zakryła wachlarzem swój uśmiech, ale kiedy go odłożyła znów podzieliłem się z nią swoją radością.
- Mój mały Książę znów mnie przechytrzył.- Powiedziała czule zastępując mi całe ciepło rodziny. Zmierzwiła moją grzywkę i z piskiem pobiegła w głąb zielonej krainy.
- Nie jestem dzieckiem! Megi!! Udowodnię ci to! Kiedyś zostaniesz moją żoną!- Krzyczałem goniąc ją, wiedziałem doskonale, że gdyby chciała już dawno byłaby po za moim zasięgiem wzroku.
- Jeśli mnie złapiesz Lenny.- Śmiała się radośnie. Nagle przewróciłem się o korzeń wiśni i upadłem barwiąc kolana czarnych spodni, które przynajmniej rano były czarne. Obecnie były brązowo zielone. Leżałem na ziemi pocierając obolałe łokcie, które bolały bardziej niż nogi. Megami zatrzymała się i odwróciła, jej radość zastąpiła troska i niepokój. W mgnieniu oka siedziała przy mnie i oglądała moje drobne skaleczenia. Od czasu do czasu nawiązywała ze mną kontakt wzrokowy czy aby przypadkiem nie spowodowała mi większego bólu. Po chwili wypuściła powietrze pełne ulgi i na jej zatroskanej twarzy na powrót zagościł wesoły uśmiech.
- Złapałem cię.- Powiedziałem poważnie trzymając jej lewy nadgarstek. Spojrzała na mnie z lekką niepewnością, która gościła u niej tylko kilka sekund. Potem zaczęła się śmiać, mocno mnie przytuliła  i pocałowała w policzek. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
- N-nie płacz!- Krzyknąłem spanikowany, że spowodowałem jej ból. Blondynka pokręciła delikatnie głową z boku na bok. 
- To najmilsza rzecz jaka mnie tutaj spotkała... To będzie zaszczyt zostać twoją żoną panie Tao.- Była poważna i za to ją kochałem. Zawsze traktowała moje obietnice poważnie nawet jak miałem pięć lat.
- Lenny. Czas wstać... Lenny!" 
   Otworzyłem oczy by zobaczyć po drugiej stronie mojego pokoju blondynkę, która była ubrana w zwykłą kremową sukienkę ze złotym gorsetem. Na jej palcu serdecznym u lewej ręki znajdowała się cienka srebrna obrączka wysadzana małymi diamencikami. Odwróciła się do mnie przodem starając się ukryć swoje lekko zabarwione policzki.
- Czas na trening.- Powiedziała lekko piskliwym głosem trzymając swój wzrok na podłodze jakby była bardziej interesująca niż ja. Kto by pomyślał, że to ona będzie nie śmiała. Zwykle to dziewczyny nie znają wyczucia i granic, a tu proszę ta rola ewidentnie mi przypadła.
- Naszykowałam ci ubrania, weź też złoty oręż. Zaczekam w jadalni.- Powiedziała szybko opuszczając moją komnatę z jednej strony byłem jej za to ogromnie wdzięczny. Niby komu dziewczyna szykuje ubrania? Właśnie jedynie dzieciom. Jednak z drugiej strony bardzo lubiłem oglądać, kiedy była zawstydzona. To było, jest i będzie moim hobby. Jakby nie patrzeć to w końcu moja narzeczona. Wstałem z łóżka i wchodząc do łazienki chwyciłem ubrania i poszedłem się umyć. Później wcisnąłem się w ciemno fioletowo-bordowo-czarną zbroję z peleryną i kołnierzem do podbródka. Buty miałem ciemno brązowe do kolan i  lekko bufiaste czarne spodnie w nie wsadzone. Chwyciłem złote guan dao i zszedłem do jadalni. Czułem motyle w brzuchu i naprawdę zżerały mnie nerwy. Był to w sumie pierwszy dzień po sześciu latach zapomnienia i czułem się trochę nie pewnie. Nie wiedziałem w końcu na ile mogę sobie pozwolić i jak bardzo zmieniła się niebieskooka. Otworzyłem drzwi do jadalni i oczy prawie wyszyły mi na wierzch.
- To ma być śniadanie?- Spytałem utrzymując swoje zielone oczęta w ciągłym wytrzeszczu na stole, który w każdej chwili mógł się zawalić od ilości misek, miseczek i innych naczyń pełnych jedzenia.
- Podobno twoi przyjaciele dużo jedzą, więc chciałam, żebyś spokojnie zjadł. Pewnie Anna cię wygłodziła. Rozmawiałam z nią wczoraj oziębła dziewczyna. Nic dziwnego, że jesteś taki chudy. Ta dziewczyna jest takim potworem!- Warczała pod nosem Megami otoczona mroczną aurą. Tak i wszystko wróciło do normy. Nie potrzebnie się o wszystko tak martwię.
- Sama to zrobiłaś?- Spytałem wyrywając ją z mrocznych klątw, które rzucała na medium. Nie chcę, żeby mój rywal umarł przed walką. To byłoby za łatwe wygrać koronę Króla Szamanów z tymi idiotami.
- Tak, ale polecam kuchnię francuską. Delikatny ser i cienki chleb są syte, ale jednocześnie lekkie, a dokładając do tego włoską sałatę masz śniadanie pełne nabiału i witamin. Mleka?- Spytała podając mi szklankę białego napoju, którą z chęcią przyjąłem. Meg tylko uśmiechnęła się ciepło, kiedy nalała mi więcej napoju. Sama gardziła białym płynem od krowy, kilka razy zmusiłem ją by to wypiła i albo przez dwie godziny spędziła w łazience płucząc zęby by pozbyć się smaku, lub siedziała w niej i miała mdłości, ostatnim razem wymiotowała i po tym incydencie przez kilka tygodni kryłem się by pić moje mleko. Masła na kanapkach też nie lubiła, zupy ze śmietaną uważała za nie zdrową i tłustą. Nie znaczyło to, że nie miała tych składników w swojej diecie. Dawała je wszędzie indziej i bardzo starała się ograniczyć mi śmietanę, która w sumie ma sobie tłuszcz i nie jedząc jej nic nie tracę.
- Jedz ostrożnie.- Powiedziała z niepokojem, kiedy zaczęłam pchać do buzi wszystko co uważałem za smaczne.
- Ale to wszystko jest takie dobre!- Jęczałem, kiedy blondynka zabrała mnie z jadalni z niepokojem obserwując jak talerz pełny jedzenie lewituje za nami. O tak zapomniałem na śmierć! Megi nie widzi duchów. Wyczuwa je nawet z odległości mili, ale ich nie widzi ani nie słyszy, więc po sześciu latach rozłąki musi przeżywać ogromny wstrząs.
   Wychodząc do ogrodu puściła moje ramię i kroczyła przede mną krzywiąc się widząc szary krajobraz z martwą roślinnością. Szła wyprostowana, a jej ramiona były sztywne. Nie musiałem widzieć jej twarzy, żeby stwierdzić, że jest wściekła na działalności mojego wujaszka na jej dawnym sanktuarium.
- Gdzie idziemy?- Spytałem po kilku minutach martwej i niewygodnej ciszy. Zatrzymała się i spojrzała na mnie. Jej gniew zmienił się w smutek, ale szybko zatuszowała to swoim uśmiechem. Odczepiła swoją sukienkę ujawniając czarne spodnie i płaskie sportowe obuwie. Od połowy ramion miała złote rękawy, a jej szyję zdobiła czerwona wstążka związana niczym luźny krawat. Włosy miała spięte w kok, a w prawej dłoni pojawił się miecz o złotej rękojeści otoczony błękitnym płomieniem. Odruchowo wyciągnęłam złote guan dao. Powietrze wokół mnie jakby stanęło, nie rozumiałem tego znajomego uczucia, ale Dragneel uśmiechała się, co musiało oznaczać, że tego się spodziewała.
- Bardzo dobrze. Teraz zobaczymy, czy dorównasz sobie kiedy miałeś dziesięć lat.- Uśmiechnęła się chytrze i zaczęła mnie atakować. Na początku wymienialiśmy się ciosami, raz ja sparowałem jej miecz, a raz ona moja halabardę. Po godzinie musiałem unikać ognia, co było niezmiernie trudne, ale niebieskooka wcale mi nie odpuszczała. Kiedy upadałem kazała wstawać, kiedy unikałem atakować, a jeśli próbowałem użyć Bason'a oddzielała mnie od niego ogniem. Wiedziałem, że czegoś ode mnie oczekuje, jednak pojawiał się problem, ponieważ ja nie wiedziałem czego ona tak właściwie chce.
- Skup się Len!- Krzyknęła zirytowana, moim ciągłym unikaniem. Na prawdę nie wiem, czego ona ode mnie oczekiwała. Miałem na nią po szarżować i spalić się na drobny mak? Wybaczcie, ale to nie jest jeden ze sposobów w jaki chciałbym skrócić sobie życie.
- Kobieto! Chcesz mnie zabić?!- Wrzasnąłem wściekły i lekko przestraszony, że ona rzeczywiście może mnie skrócić o głowę lub spalić na skwarkę w jednej sekundzie. Pytanie brzmi, dlaczego wciąż żyje?!
- Przestań się nad sobą rozczulać i skup się! ... Poczuj powietrze, które jest wokół ciebie, wsłuchaj się w szum wiatru.- Mówiła spokojnie, kiedy zamknąłem oczy starając się skupić nad tym, co mówiła blondynka. Tak łatwo mówić komuś kto używa ognia do walki!
- A teraz się broń!- Krzyknęła, odruchowo zakryłem dłońmi głowę. Usłyszałem krzyk i otworzyłem jedno oko by zobaczyć, że nastolatka z kamiennym wyrazem twarzy unosi się w powietrzu a z pleców wyrasta jej para jasnych złotych skrzydeł. Powoli zaczęła opadać na ziemię, kiedy jej stopy dotknęła twardego podłoża jej skrzydła zniknęły. Spojrzała na mnie i z nieodczytanym wyrazem twarzy zaczęła się zbliżać. Stając przede mną podniosłą lekko głowę, by odsłonić rozbawione niebieskie oczy i pokazać mi swój szczery uśmiech. Widząc jej kły z tak bliskiej odległości nawet nie drgnąłem, wręcz przeciwnie patrzyłem na jej zęby niczym zahipnotyzowany. Nie wiem, czy ona jest, ale za nic na świecie nie chcę by się zmieniła. Czułem jej aurę pełną odwagi, ciepła i dostojeństwa niczym u władcy. Mogłem wyczuć, że chce mnie zdominować i pokazać, że to ona mną rządzi, ale trafiła kosa na kamień bo ja się jej tak łatwo nie dam. W ręcz przeciwnie, to ja zdominuje ją i to jest obietnica!

 miecz Megami

 Guan Dao/ halabarda Len'a
(to w niej ma zapieczętowaną umiejętność panowania nad powietrzem)


strój treningowy Len'a Tao

sobota, 14 lutego 2015

I. Początek

   Megami obudziła się w ciemnej celi, związana była żelaznymi łańcuchami, które zapewne dla jej ojca byłyby niczym więcej niż zwykłymi nitkami, niestety ona żyła na oparach swej magii, nie ruszała się, miała jedynie otwarte oczy, które były wypełnione gniewem i bezsilnością, jednak jej porywacze widzieli tylko gniew. Raz dziennie do lochu przychodził mężczyzna, który wymieniał jej wodę i przynosił kilka kilogramów mięsa. Nikt nigdy nie odważył się jej dotknąć ponieważ jeden próbował i został z niego jedynie proszek. Dziewczynka dowiedziała się, że barbarzyńcy, którzy zabrali ją od rodziców nosili nazwisko Tao. Byli starym rodem, który pracował niegdyś dla cesarze Chin, bronili go i chronili. Otaczano ich szacunkiem, lecz gdy wprowadzono broń palną wszystko się zmieniło. Wymordowano prawie wszystkich i tylko nie liczni przeżyli. Chcąc się chronić stworzyli barierę wokół swojej tajemnej posiadłości, której nikt nie mógł przekroczyć. To tam rodzili się przywódcy i mieszkali do ukończenia co najmniej dziesiątego roku życia. Niebieskooka miała przyjemność poznać trzech przywódców. Pierwszy ją porwał i zginął z rąk jej ojca, drugi nosił imię Ching, najbardziej przejmował się jej istnieniem i trzymał to w wielkim sekrecie nie chcąc by jego rodzina dowiedziała o istnieniu czegoś co mogli wykorzystać na swoje widzimisię. Trzecim przywódcą jakiego spotkała był Fugi, on jako pierwszy potraktował ją jak kogoś równego sobie, jednak był przebiegły. Nie pozwolił blondynce opuścić posiadłości, ale zwrócił jej wolność jeśli można było tak ująć uwięzienie w ogromnej posiadłości na okres dziesięciu lat, gdzie na każdym kroku czyhało na nią niebezpieczeństwo. Był również haczyk. Nastolatka miała opiekować się jego dziećmi ponieważ była dobrze wyszkolona nie tylko fizycznie jak i psychicznie. Ching przykuwał wagę do tego by była inteligentna i wysportowana, a Fugi tylko dokładał jej obowiązków wiedząc jaka jest tradycja rodziny. Młoda Dragneel miała swój pokój i przez rok opiekowała się zielonowłosą doshi, która nosiła imię Jun i była bardzo żywym dzieckiem. Niebieskooka musiała bardzo szybko nauczyć się jak ma obchodzić się z dziećmi po pięćdziesięciu latach niewoli w ciemnym lochu, a mała Tao wcale nie ułatwiała jej tego zadania. Pierwszego stycznia doszło nowe dziecko, lecz na szczęście jego matka zajmowała się nim przez rok, a Megami i Jun często przychodziły by popatrzeć lub pobawić się z chłopcem, którego złote oczy rozjaśniały ponory czas nastolatki. Często Ran brała zielonowłosą na spacer, a w tym czasie Len był pod opieką blondynki. Tao byli zdumieni, że chłopiec bez żadnych skarg, czy uporów leży w ramionach Dragneel, a wręcz się do niej rwał. Kiedy go trzymała mogły mijać godziny, a on nawet nie pisnął. Trzymał jej włosy w swoich małych rączkach i bacznie się w nią wpatrywał, a kiedy odchodziła rozpoczynała się awantura poniewąż był głodny i trzeba było go przewinąć, a kto nie jest do tego bardziej stworzony niż jego ojciec, czy matka?
   Pięć miesięcy po pierwszych urodzinach młodego Tao w posiadłości wybuchł pożar. Jeden z Tao musiał podłożyć ogień. Figi zginął walcząc z zamaskowanym mężczyzną, podczas gdy jego rodzina uciekła na grzbiecie złotego smoka. En przyjął ich z otwartymi ramionami, lecz nigdy się nie dowiedział o umiejętnościach, czy pochodzeniu blondynki, która od samego początku prychała na jego widok, a dwoje Tao bardzo dobrze ją w tym naśladowało. Megami musiała zajmować się dwójką dzieci jednocześnie ponieważ Ching nie nadawał się do małych dzieci na więcej niż godzinę, Ran pracowała nad projektowaniem pokoi swoich dzieci i pilnowała firmy męża, którą później miało przejąć jedno z jej dzieci, a En to En. Blondynka prędzej dałaby dzieci orangutanowi niż Tao, który w ciągu kilku dni stał się przywódcą bo starszy brat dał mu składany mieczyk. Dragneel przez cztery lata ukrywała młodego Tao nad którym dużo łatwiej było zapanować niż nad jego ruchliwą siostrą, która świata nie widziała za błyskotkami i wszystkimi rzeczami, które błyszczały w słońcu. Niestety nastolatka nie mogła wiecznie chronić dzieci, choć Jun nie dawała sobie robić z mózgu wody. Przytakiwała na odczepnego i robiła co jej kazano by mieć święty spokój. Len taki nie był. Kiedy coś robił to dokładnie i sumiennie, zawsze patrzył na swoja towarzyszkę, która potakiwała lub pocieszała, gdy mu nie wychodziło. Brał do serca wszystkie uwagi za równo te pozytywne jak i negatywne. Był uparty i bronił tego w co wierzył, ale również przejmował się swoją "opiekunką". Widząc jak chodzi późną nocą do zakazanej sali, a po godzinie, lub mniej wraca  trzymając się za brzuch, bok, serce, klatkę piersiową lub policzek by ukryć przed nim swoje rany zamykał się w swojej komnacie. Chował się pod łóżkiem i nie wychodził do późnego popołudnia. Pewnego dnia wyszedł jednak wcześniej gdyż słyszał w swojej głowie głos blondynki, która przez cały czas powtarzała w swojej głowie jego imię niczym mantrę. Wchodząc do sali Tangen zobaczył jak niebieskooka opiera się o ścianę i kaszle krwią. Jego wujek siedział na swoim tronie i obserwował jak dwóch jego żołnierzy z armii Joto walczy z nastolatką, która była wyczerpana ciągłą walką i brakiem czasu na zregenerowanie się. Jego przerażony krzyk rozległ się po całej posiadłości. Magini błękitnego płomienia skierowała swój wzrok na pięciolatka, który upadł na kolana obserwując jak dziewczyna ociera krew z brody rękawem i na drżących nogach podchodzi do niego. Paniczny strach, ból i współczucie malowała się na jego twarzy. Patrzył jak dziewczyna upada przed nim na kolana i mocno go przytulała szepcząc czułe słówka, by go uspokoić. Czuł na jej ubraniach zapach krwi, widział jej spodniach krew, był świadkiem jak końcówki jej włosów były nasączone czerwonym płynem.
- Dlaczego? Dlaczego?- Powtarzał to łamiącym się głosem nie chcąc patrzeć na nikogo, cały drżał ze złości i bezradności.
- Już dobrze, Lenny. Nie ma się czego bać, już wszystko w porządku.- Mówiła przeczesując jego włosy drżącą ręką.
- En!! Mówiłem żebyś zostawił ją w spokoju!- Krzyknął mężczyzna z siwą kozią bródką ubrany w złote kimono. Patrzył na swego syna ostro, jakby miał go zabić za to co zrobił dziewczynie.
- Niech nauczy się swojego miejsca! Przyszły przywódca płacze bo zdarł sobie kolanko. Ta rzecz tylko go osłabia! Niszcz albo zostaniesz zniszczony!- Krzyczał brunet, jednak jego ojciec zignorował go i pomógł wstać nastolatce. Jego wnuk szedł obok obserwując jak niebieskooka zostawia za sobą ślad stworzony z kropelek krwi.
- Nie martw się dzieciaku. Nic mi nie będzie.- Zaśmiała się boleśnie blondynka, kiedy upadła na kolna i znów zaczęła wymiotować krwią. Przez trzy dni leżała w łóżku nieprzytomna z powodu zbyt dużej utraty krwi. Jun po wykonaniu swych treningów siedziała w pokoju swojej opiekunki i mówiła czego się nauczyła podczas gdy jej młodszy brat siedział na łóżku w nogach niebieskookiej i czytał książki medyczne. W nocy klęczał przy nastolatce lekko dźgając ją w policzek by się upewnić, że spała twardym snem. Później kładł się obok niej mamrocząc ciche zagrożenie, że jeśli się nie obudzi to się więcej do niej nie odezwie. Córka ognistego smoka obudziła się trochę osłabiona, ale koleje trzy dni i biegała jak nowo narodzona trenując młodego szamana, mimo że duchów nie widziała wyczuwała je nawet we śnie. W końcu 50 lat żyła wśród szamanów i stworów, które miały ją opętać, jednak jej wola bycia wolną była nie do przełamania lub było to ochronne zaklęcie ojca, co do tego nie miała pewności.    Kolejne pięć lat minęła jak z płatka. Nastolatka miała blisko szesnaście lat, kiedy En zagroził, że zabije swojego bratanka jeśli ona nie odejdzie. Megami chcąc chronić swoich małych przyjaciół zablokowała im wszystkie wspomnienia związane z nią, a część deformując na samotne chwile. Dziesięcioletni Len patrzył jej w oczy z ogromną upartością i niezwykłą szczerością.
- Znajdzie cię Megami i zostaniesz moją żoną! To twoje przeznaczenie.- Oznajmił z powagą, kiedy Dragneel zdjęła wisiorek, który zawsze nosiła na swojej szyi i założyła na jego. Wydawało się, że wtopił się w złotookiego, który patrzył na nią lekko zdezorientowany. Udawał przed wujkiem, że jej nie pamięta jednak chciał rozmawiać z nią sam bez żadnych świadków.
- Za pięć lat wrócisz na drogę, którą cię prowadziłam. Stopniowo czar zacznie gasnąć, a ty z łatwością go złamiesz.- Mówiła nastolatka, jej oczy zasłaniała grzywka, a po policzkach spływały ciche łzy. Fioletowłosy szybko je otarł swoim rękawem od pidżamy, która wyglądała jak strój do karate, ale materiał był znacznie lżejsza i wygodniejszy.
- I wtedy będziemy razem? Na zawsze?- Dodał uważnie obserwując jak kąciki ust blondynki podnosiły się ku górze, a oczy błyszczące od łez miały w sobie iskry radości i nadziei.
- Jeżeli wciąż będziesz chciał taką starą zrzędę.- Zaśmiała się wesoło słysząc po raz ostatni ciepły śmiech szamana, który jako jedyny pokazał jej miłość i akceptacje spośród Tao.
- Nie jesteś stara, może trochę zrzędliwa i dziwna.- Dodał ze złośliwym uśmieszkiem nie wiedząc, że to ostatnia noc kiedy śmieje się z głębi serca bez wrogości.
- Śpij dobrze mój mały kociaku.- Zachichotała nastolatka mierzwiąc włosy młodego Tao i całując go w czoło na pożegnanie wyszeptała zaklęcie. Widziała jak oczy chłopca mętnieją podobnie jak reszty jego rodziny, którzy ją akceptowali i sprzeciwiali się jej odejściu po czym zasypia. Wyszła przez okno i stanęła na dachu obserwując gwiazdy.
- Tak bardzo mi ciebie przypomina tato. Dlaczego to musiało spotkać akurat mnie?- Spytała zamykając oczy i skupiając się na ciepłym wietrze, który nazwała oddech smoka na cześć i pamięć o ognistym smoku, który był jej ojciec.


 Fugi Tao
Ojciec Len'a i Jun. Nadmiar jego foryoku rozjaśnił jego włosy, a podczas
uczenia się tajnej magii jego oczy zmieniły barwę z zielonej na złotą po odkryciu 
jak powinien używać magii.



III Niepewność

*Megami*
   Siedziałam przed młodym Tao i starałam się złagodzić jego ból, ale kiedy miałam użyć silniejszych środków jego ręce opadły na moje ramiona. Podniósł głowę i spojrzał mi w oczy. Jego zielone tęczówki świeciły jasno podobnie jak kiedyś, nie wiedziałam dlaczego nie wróciły do swojej poprzedniej złotej barwy, lecz to drobiazg. Byłam szczęśliwa, że nic mu nie jest i, że mnie pamiętam, a przynajmniej miałam taką nadzieje.
- Wróciłaś.- Powiedział łagodnie, za nim powieki zaczęły mu drżeć i osunął się na mnie nie przytomny. Tak, wiele się nie zmieniło szczególnie jego sposób mdlenia. Musiałam liczyć do dwudziestu, żeby go nie uderzyć. W końcu nie jest niewinnym dzieckiem, a moja klatka piersiowa do małych nie należała po tak długim czasie spędzonym na tak zwanych przeze mnie wakacjach.
- Zaniosę go do pokoju.- Powiedział nagle pseudo Elvis Presley, szybka jestem nie powiem, ale dopiero kiedy ten dziwak się odezwał do mnie doszło, że jest w tym pomieszczeniu trochę za dużo świadków, których powinnam wyeliminować.
- Za dużo wiecie.- Oznajmiłam spokojnie blokując im wspomnienia z całej rozmowy jaka odbyła się w tej sali. Jun i Ran zaśmiały się nerwowo, kiedy z dwanaście dzieciaków padło nieprzytomnych na kamienną posadzkę. Wzruszyłam ramionami pozostawiając ten problem wujaszkowi i dziadkowi, którzy mamrocząc pod nosem klątwy kazali zanieść swoim martwym trupom gości do przydzielonych im komnat. Rio szybko do nich dołączył, ale jemu o dziwo nie trzeba było nic wymazywać, gdyż za swoje teksty o królowej został wyrzucony z pokoju na drugim piętrze i spadł na parter. Po posiadłości rozległ się tylko odgłos spadającego i wrzeszczącego Elvisa i po spotkaniu z podłogą zapanowała błogosławiona cisza na którą czekałam kilkanaście godzin w tym domu strachów. Rozejrzałam się po sypialni szamana. Wiele się nie zmieniło od czasu mojego odejścia. Ściany miały tą samą bordową barwę, ciemne srebrne firanki jak zwykle zasłaniały wyjście na balkon i duże okna. Biurko wmontowane w regał z książkami na całą ścianę na przeciw łóżka. Na prawo od królewskiego łoża były okna, ale były trzy metry przy rogu wolne od szyb i tam stała ciemna brązowa komoda. Na niej leżał jedwabny materiał i złote składane guan dao. Byłam zdziwiona, że go nie używa w końcu bardzo dobrze nim walczył, doskonale panował nad wiatrami i wykorzystywał je na swoją korzyść lub niekorzyść przeciwnika. Na lewo stała szafa po sufit, głęboka na metr i szeroka na cztery. Po obu stronach srebrnego łóżka stały małe komódki nocne. Po prawej była lampa, a po lewej sterta książek, które pewnie zniósł z biblioteki podczas ostatniej wizyty. Odsłoniłam lewą stronę okien i otworzyłam jedno szklane ustrojstwo, którego tak bardzo nie znosił zielonooki. Nikłe promienie słońca wdarły się i rozświetliły ciemny i ponury pokój. Spojrzałam na sufit i zobaczył sporego kryształowego smoka, który przyciągał promienie by podczas ciemności dać przyjemny niebieski blask.
    Usiadłam na fotelu ukrytym za wielką szafą i czekałam aż królewicz się obudzi.
- Co za ironia.- Zaśmiałam się ponuro pod nosem sięgając po pierwszą lepszą książkę by zabić czas. Przeczytałam wszystkie księgi, które były zapisane drobnym maczkiem, słońce chyliło się ku zachodowi, a brzuch kryształowego smoka zaczął przybierać czerwono-fioletową barwę pochłaniając więcej światła. Tao wciąż spał, ale słysząc jego lekko przyśpieszony oddech łatwo się domyśliłam, że się obudził. Skupiłam się na ostatnich stronach piątej części "tajemnica rodu Tao". Ostatnia książka należała do moich ulubionych. Dokładnie opisywała losy chłopca, który zaprzyjaźnij się ze smokiem mającym zadanie opiekowanie się nim w ramach za obiecaną wolność. Jestem naprawdę ciekawa, czy on przeczytał te kilku dziesięcioletnie książki lub, czy ma zamiar je przeczytać, a raczej dokończyć. W końcu nie bierze do swej sypialni pierwszych lepszych literatur by z chęcią je czytać, o nie. On pochłania książki na śniadanie to muszę przyznać, ale nigdy nie wziął do rąk czegoś, co go nie interesuje.
- Długo tu jesteś?- Spytał zielonooki wyrywając mnie z moich zamyśleń. Zamrugałam oczami kilka razy otrząsając się z nad miernych wspomnień i spojrzałam na niego z lekkim zdenerwowaniem.
- Nie.- Odpowiedziałam, przynajmniej mi się tak wydawało. Przeczytałam pięć książek po trzysta stron i czas szybko mi zleciał.
- Gdzie byłaś?- Spojrzał na mnie analizując każdą mają czynność. Prawdopodobnie sprawdzał, czy kłamię lub czy chcę uciec. Ostatnia opcja wydawała mi się bardzo pociągająca, ale moja głupia duma kazała mi siedzieć i wyśpiewać prawdę.
- Tu i tam. Byłam w każdej stolicy, każdego państwa. Nie uwierzysz jacy ludzie są dziwni. Widziałam mężczyzn w zielonych mundurach, którzy mieli po dwa metry! Byli też ludzie o ciemnej skórze o i jeszcze tacy, co tańczyli wokół ognia w spódniczkach z trawy. Afryka bardzo przypominała mi dom, było tam  super gorąco albo ekstremalnie zimno. Znalazłam również jaskinię dzięki której mogę wrócić do domu.- Wyszeptałam na koniec nie wiedząc jak zareaguje na mój nagły entuzjazm w końcu można powiedzieć, że jest w moim wieku, a raczej dojrzał. Zmienił się i to bardzo. Miał szersze barki, krótkie włosy, żywe oczy, które jednocześnie wydawały się mniejsze, ale i o wiele wyraźniejsze niż w jego młodszych latach. Stojąc mogę określić, że był mniej więcej mojego wzrostu. Cerę miał ciemniejszą, a delikatne rysy twarzy zaczęły się wyostrzać. Dużą uwagę skupiłam na jego wyrzeźbionym ciele. Mój ojciec miał podobna budowę ciała w jego wieku, więc w przyszłości na pewno będę większe, ale nie wiele, a przynajmniej dopóki ja żyję. Nie potrzebuje chodzącej kupy mięśni, co myśli tylko o tym jak ma pokonać swego rywala.
- Chcesz wrócić?- Spytał szybko. Wydawał się spięty, a jego źrenice zmniejszyły się diametralnie, kiedy zaczęłam mu tłumaczyć jak się czuję i, że powinnam wrócić do domu. Powstrzymywał mnie w sumie on. 10 lat się opiekowałam nim i jego siostrą. Jestem do nich przywiązana, ale lepszy kontakt miałam z nim. Jun zawsze była wolnym duchem i nigdy nikogo się nie słuchała. Podążała swoją ścieżką od czasu do czasu prosząc mnie lub swoją matkę o pomoc. Len jej całkowitym przeciwieństwem zawsze na mnie patrzył i się słuchał. Naśladował bohaterów z książek, którzy bronili swych księżniczek i miał niezwykły dar do pakowania się w kłopoty.
- Kto by nie chciał wrócić do domu Lenny?... Tęsknie za moją rodziną i naprawdę chcę ich zobaczyć jeszcze raz, ale tutaj mnie też ktoś potrzebuje.- Wstałam i odłożyłam książkę na stolik by stanąć obok komody na której leżało złote guan dao. Granatowłosy zmrużył oczy w geście niezadowolenia.
- Jestem teraz w twoim wieku. Nie traktuj mnie jak dziecko.- Powiedział patrząc na mnie z ogromną powagą, ale lekki róż na policzkach psuł efekt. Oczywiście na jego niekorzyść bo dla mnie wyglądał słodziutko i niewinne jak nie on.
- Postaram się, paniczu.- Zadrwiłam wywracając oczami. ten dzieciak żąda nie możliwego. Niby jak mam traktować go jak dorosłego, kiedy wciąż zachowuje się jak dziecko? To mój pierwszy problem, drugi jest taki, że sama mam mieszane emocje co do tego "związku" i trudno jest mi się w nim odnaleźć. Najpierw te gatki szmatki dwóch Tao, potem ta rozprawka o wiośnie, a teraz ON.  Jestem zdezorientowana i zagubiona. Sześć lat nie widziałam Lena i nagle mam mu skoczyć w ramiona wyznając miłość bo on coś do mnie niby czuje? Przepraszam, ale tak to nie działa. Nie winię zielonookiego za to, bo to nie jego wina, ale Ching i En za bardzo namieszali nie tylko mi, ale i wszystkim w głowach. Czuję się dziwnie, bo w końcu ja wychowałam przyszłego przywódcę rodu i niby mam zostać jego żoną? Tak to genialny pomysł zwłaszcza, że ja się praktycznie nie starzeje. 10 lat dla nich jest dla mnie rok. Ten związek nie ma większych szans bo moje dzieci będą się starzały szybciej ode mnie lub będą się starzały tak jak ja i co niby oni powiedzą ludziom? " Wybaczcie moi drodzy, ale nasz przyszły lider jest jeszcze niemowlakiem, i dopiero za dwieście lat będzie nami przewodził" tak to niesamowity pomysł nie ma co.
- Nie długo będę starszy i zobaczymy, co powiesz.- Mruknął wstając z łóżka i sięgając po ubrania na zmianę poszedł do łazienki się przebrać  pewnie umyć. O tak zapomniałam wspomnieć, że ma w swojej sypialni łazienkę. Tak bogate dzieciaki to mają luksus, a przynajmniej te ze starych i szanowanych rodów, które w obecnych czasach nie są liczone za przeszłość, lecz za wiek, trwałość, wytrzymałość i co najważniejsze dochody. Tylko to liczy się w tym świecie moc i co za tym idzie pieniądz, bo ten kto ma monety ma władzę.
   Zielonooki wyszedł po kilku minutach z ręcznikiem na barkach susząc włosy. Usiadł nas swoim łóżku po turecku i podniósł swoje trawiaste oczęta na mnie.
- Nie dowiesz się, co siedzi w mojej głowie, ani dziś ani nigdy... Chyba, że ci powiem... Tak mniejsza o to. Posłuchaj Lenny rozumiem, że czujesz się niepewnie i na pewno jesteś zły i zdezorientowany, więc jeśli będziesz chciał ze mną rozmawiać to wiesz, gdzie mnie znaleźć.- Powiedziałam wychodząc z pokoju ignorując niepokój i ból w jego oczach. Potrzebowałam czasu, musiałam przemyśleć parę spraw i co ważniejsze oswoić się z myślą, ze zamiast niewinnego chłopca przede mną stoi nastolatek, który na pewno nie ułatwi mi przeżycia tej wiosny.

II Powrót

 Sześć lat później...

     " Blond włosa nastolatka siedziała przede mną i robiła wianek z kwiatów jakie znalazła na polanie. Śmiała się ciepło kiedy podniosłem mój wianek, który bardziej przypominał kulę kwiatów, jednak ona wzięła to ode mnie i mrugnęła. Wypuściła powoli powietrze na moje arcydzieło, które przybrało postać dużego bukietu.
- Tak będzie łatwiej o nie dbać.- Powiedziała głaszcząc mnie po policzku. Znów zaczęła chichotać, jej oczy błyszczały od emocji. Nie miała więcej niż piętnaście lat, a zadawała się z dziesięcioletnim mną. Bason unosił się obok i dokuczał mi o mojej miłości, ale dzielnie go ignorowałem. Skupiłem się na nastolatce. Jasne i głębokie niebieskie oczy, platynowe blond włosy do gości ogonowej. Miała cienkie, brwi, cerę ni czym lalka porcelany, usta wyraźne, soczyste pomalowane błyszczykiem, który wcale nie ułatwił mi skupienia się na jej po szczególnych cechach. Ubrana była w sukienkę z fioletowym gorsetem zapinaną pod szyję. Była szczupła, zgrabna z talią osy. Jej suknia niby bufiasta i modna niczym suknia królowej lub coś w tym stylu, ale jednocześnie skromna, która okrywała wszystko, co trzeba. 
- Chodź Lenny czas na nas.- Powiedziała podając mi rękę, jej skóra była delikatna niczym jedwab, a jednocześnie taka ciepła wręcz nienaturalnie, ale niezwykle przyjemnie. Po chwili szedłem ciemnym korytarzem, otworzyłem drzwi do sali Tangen i wtedy znalazłem tą samą dziewczynę, ale teraz z jej ubrania sączyła się krew. Przed nią stał mój wujek w swoim naturalnym rozmiarze, z miecza błyskawicy ciekła jej krew. Stałem jak wryty, nie wiedziałem co się dzieje ani czemu mój wujek chce ją zabić, ale wtedy jeden z zombie mojego wujaszka ruszył na mnie. 
- Len uciekaj!- Wrzasnęła przerażona biegnąc w moją stronę."

*Len *
     Obudziłem się zlany potem, ten sen powtarzał się i z każdym razem był co raz dłuższy. Moja głowa bolała mnie tak mocno jakby stado słoni po niej przeszło w dwie strony. Byłem u Asakury i jak zwykle obudziłem się wcześniej niż reszta.
- Głupi sen.- Warknąłem pod nosem choć nie specjalnie się  przejąłem faktem, że jest piąta rano i mogłem spać jeszcze godzinę. W ręcz przeciwnie coś ciągnęła mnie z łóżka zawsze wstawałem o piątej, odkąd pamiętam wstawałem równo w momencie, kiedy pierwsze promienie słońca wpadały do mojego pokoju. ONA siedziała w nogach mojego łóżka i uśmiechała się ciepło patrząc na mnie jakbym był dla niej wszystkim. Nie rozumiem tego i w sumie nie zamierzam, ale kim jest ta dziewczyna??! Nie mam najmniejszego pojęcia, jedyne co pamiętam to jej wygląd jej imię zaczyna się na "m" i zawsze była ubrana w angielskie staromodne suknie, a we włosach zawsze ma wpiętą wstążkę. Wiem, że jest nieziemsko piękna i na pewno jest dla mnie kimś ważnym skoro mam wspomnie o niej od niemalże niemowlaka. Najbardziej mnie dziwi jednak fakt, że przez ten cały czas wygląda prawie tak samo. Mówiąc prawie mam namyśli jej klatkę piersiową, której małą na pewno nazwać nie można, zwłaszcza, kiedy miałem dziesięć lat. Naszykowałem sobie zwykłą białą koszulę, ciemną szarą jeansową kurtkę, czerwony krawat, ciemne spodnie i wygodne buty. Dzisiaj musiałem wrócić do "domu" albo jak ja to lubię nazywać Tartaru. Ubrałem czarne dresy, białą koszulę chwyciłem pierwsze lepsze buty w których już miałem naszykowane skarpetki nie wiem czemu, ale taki miałem nawyk, że skarpetki zakładałem dopiero przed wyjściem jeśli nikogo nie było w domu lub wszyscy spali tak jak dzisiaj. Nim pani demon zdążyła wstać i mnie zatrzymać wybyłem z tego wariatkowa tonąc w moich myślach. Było chyba koło dziesiątej, kiedy banda komików dołączyła do mnie na polanie.
- Len! Co ci się stało?!- Krzyknął przerażony Jocko kiedy podbiegł do mnie cudem nie obrywając guan dao, które "przypadkowo" znalazła się na drzewie i prawie przecięło go na pół. Głupi szczęśliwy głupiec, tylko pięć centymetrów, a moje maleństwo zrobiłoby mu krzywdę.
- Stary przerażasz mnie.- Wymamrotał niebiesko włosy szaman z północy lub jak ja lubię nazywać niebieska czapa. Otrzepałem spodnie i spojrzałem na zgraję idiotów, którzy patrzyli na mnie tak jakby wyrosła mi druga głowa.
- Co?- Spytałem zirytowany, Rio wyciągnął swoje lusterko... nawet nie chcę wiedzieć skąd je wytrzasnął i podał mi je. Upuściłem je w szoku, kiedy zaczęłam dotykać tyłu moich włosów nie dość, że były krótkie to jeszcze miałem je ciemniejsze, prawie czarne, a moje oczy z oliwkowych zrobiły zielone i to takie super zielone niczym reflektory.
- Zmiana planów wracam do Chin teraz!- Krzyknąłem wściekły, gdy nie wiedziałem co się dzieje
złość przejmowała kontrolę i o dziwo dobrze na tym wychodziłem... przy najmniej czasem.
   Banda tłumoków poszła za mną mając idealną wymówkę na brak treningu o dziwo nawet panna Anna nie stawiała się nikomu i od razu wyruszyliśmy. Te dwanaście godzin były dla mnie piekłem, jeszcze nigdy nie byłem tak wyczerpany, a nie cofam to w Dobi było o wiele gorzej! Szedłem skrótami do domu słuchając przez kolejne dwie godziny narzekań tych leniwych tyłków. Naprawdę oni myślą, że maja ciężko? To niech się ze mną chociaż na jeden dzień zamienią to wtedy pogadamy, księżniczki nie szamani. Nim się zorientowałem byłem w mojej jakże ukochanej rezydencji. Bez zbędnych formalności wszedłem do swojej posesji i poszedłem prosto do sali Tangen z hukiem otwierając te przeklęte wrota.
- O Lenny już jesteś.- Stwierdził oczywiste mój strój, jednak ja nie byłem w nastroju na tanie pogaduszki, a zwłaszcza na te żarciki, które ponoć miały być śmieszne.
- Pewnie się zastanawiasz skąd ta zmiana koloru? Cóż to proste. To twoje naturalne oczy i włosy, a przynajmniej tak myślę.- Mruknął mało przekonany brunet całkowicie ignorując nie tylko moje zdziwienie, ale i wszystkich znajdujących się w tym przeklętym pomieszczeniu.
- En przestań mieszać chłopakowi w głowie... Megami wyjaśnij swojemu kochasiowi jego... zmiany.- Ching spojrzał w ciemny kąt z którego wyłoniła się nastolatka z moich snów i to dosłownie. Swoja drogą, o czym mój dziadek mówi?!!
- To nie mój kochaś.- Burknęła starając się zachować swój spokój. Mi trudno było zachować jakiekolwiek myśli, widząc ją w myślach miałem tylko "wow" to anioł, nie kobieta.
- Jasne, jasne.-Przytaknął mężczyzna z kozią bródką ignorując silne zaprzeczenia blondynki. Nie wiem czemu, ale poczułem się odrzucony i to było dziwne bo ja praktycznie jej nie pamiętam!
- Na prawdę dziadku mógłbyś zachować trochę powagi, nie widziałam was sześć lat... Przepraszam Lenny to bardzo... skomplikowane to wyjaśnienia. Znam cię od dziecka, dosłownie i nastąpiły małe komplikacje.- Mruknęła patrząc kątem oka na En'a jakby chciała go spalić na popiół. Czułem jak powietrze wokół nas ochładza się o kilka stopni, ale kontynuowała, a temperatura wróciła do normalnej.
- Twoje wspomnienia są zablokowane i jak już wcześniej wspominałam trzeba czasu by zaklęcie osłabło i bez komplikacji mógłbyś je przełamać. Oczywiście nikt mnie nie słucha, bo po co prawda?- Syknęła wyraźnie oburzona. Dąsała się niczym mała dziewczynka i nie mogłem powstrzymać uśmiechu widząc jej lekkie rumieńce na policzkach kiedy na mnie spojrzała.
- Nie długo wiosna i wiesz kochana co to oznacza?- Mój dziadek jak zwykle wiedział wszystko i jak zwykle ja nie byłem wtajemniczony. Po prostu kocham moją rodzinkę są tacy "szczerzy i ufni", że ja odpadam.
- Nic, a nic.- Odpowiedziała spokojnie siadając na krześle, którego na bank wcześniej tu nie było. Ona jest czarownicą, czy jak?!
- Jestem pewny, że teraz będzie inaczej. W twoim czasie byłaś chroniona i powiedzmy zajmowanie się moim wnukiem zajęło twoim instynkt od szukania... przyjaciela, ale teraz... Twoje ciało w ciągu sześciu lat bardzo się zmieniło.- Mówił spokojnie Ching, Był zbyt opanowany jak na mój gust, ale nic nie mogłem powiedzieć, skoro ukrywa przede mną najważniejsze informacje i oczekuje, że po kilku takich gadkach będę wszystko rozumieć!
- Tak, tak rozumiem ptaszki pszczółki i te sprawy. Daruj sobie te pogadanki, jeśli tylko po to mnie tu sprowadziłeś to wracam do siebie.- Blondynka wstała z krzesła i ruszyła w stronę drugich drzwi, gdzie stała Jun i moja mama z niespokojnymi uśmiechami. One wiedzą! Tylko ja jestem tu głupi, o nie tak nie będziemy się bawić!
- Nie możesz. Obiecałaś zrobić wszystko...- Scenę ze snu znów stanęła mi przed oczami, albo ona jest ofiarą albo moja rodzina... O matko, ona jest ofiarą! Moja rodzina na niej żeruje za coś co ma związek ze mną inaczej by mnie tu nie było, ale tylko o co tu do jasnej cholery chodzi?! Dlaczego wszystko jest tak jakbym widział przez mgłę, głosów jest tak wiele. Zlewają się i nakładają jeden na drugi, a głowa znów zaczyna mnie boleć. Niech to wszystko szlag trafi i będzie święty spokój.
- Zrobiłam wystarczająco.- Warknęła wyraźnie zła i nerwowa. Chciała coś ukryć to było więcej niż pewne. Miałem nosa do takich spraw, ale ból głowy w cale mi nie pomagał w mojej niekorzystnej sytuacji, ale kogo to obchodzi? Nikogo, bo wszyscy są zajęci pilnowaniem tajemnic!
- Powinnaś przemyśleć to jeszcze raz. Naprawdę chcesz by twój mały Lenny cierpiał?- En spojrzał na mnie, a później na nią. Warknęła wściekła odskakując od dwóch Tao na kilka metrów. Gdyby głowa mi nie pękała na pewno zacząłbym wrzeszczeć i rzucać nożami w tą, i we w tą za traktowanie mnie jak dziecko.
-  Jest jednym z was. Należy do waszej rodziny niby dlaczego to ja mam za was odwalać czarną robotę?- Syknęła rozluźniając się nieco. Nie wiem skąd, ale znałem tą postawę i byłem pewny, że coś planuje, ale jednocześnie jest gotowa się poddać na swoich warunkach. Za dużo myśli!
- Cóż plan był taki, żebyś dała nam dziedzica doskonałego, ale jesteś tak uparta, że żaden z poprzednich przywódców by cię nie okiełznał. Mój brat musiał się ulitować na dzieckiem i dać ci wolność, jednak coś za coś. Nasz drugi plan był jeszcze łatwiejszy, sama wychowasz swojego partnera i później cię wyeliminujemy, niestety nastąpiły drobne komplikacje.- Spojrzałem na mojego granatookiego z czystą furią, trudno oddychałem, a wręcz sapałem, kiedy wszystko powoli się rozjaśniało, ale ból był okropny. Z każdym słowem byłego przywódcy czułem w sobie co raz większy gniew.
- Jakie komplikacje?- Spytała ostro Anna wyraźnie zainteresowana sekretami mojej rodzinki. W końcu ode mnie niczego się nie dowie, nawet jakby miała mi przetrząsnąć całą pamięć.
- Dzieciak też potrafi kochać. Lenny miał 10 lat kiedy ogłosił wszystkim, że nasza słodka Megami zostanie jego żoną kiedy będzie starszy tego samego roku widział jak jego opiekunka walczy o życie w tej sali i osłania go własnym ciałem przed rychłą śmiercią. Wszystko przeżyła... Byłaś niczym marionetka na sznurkach wystarczyło było powiedzieć "zniszczę życie twojemu małemu księciu", a byłaś gotowa oddać za niego życie.- Byłem zdezorientowany. Nie wiedziałem o czym mówi En i w sumie nie chciałem wiedzieć, ale w brew sobie wspomnienia zalewały mi głowę. Czułem kompletny haos, nic do siebie nie pasowało, ale jednocześnie to co mówił Tao nabierało sensu.
- En przestań! Już wystarczy!- Krzyknęła nagle Megami, kiedy usłyszała jak jęczę z bólu i trzymam się obiema rękoma za głowę próbując zatrzymać ból, który jak chwilę temu zgasł tak teraz urósł trzykrotnie.
- To dopiero początek. Niech sobie przypomni ile razy widział cię prawie martwą, niech pamięta jakim potworem jesteś.- Spojrzałem na stryja ze złością, on to robi specjalnie chce żebym wszystko sobie przypomniał i na pewno miał w tym swój powód, były to tylko złe wspomnienia, ale w raz ze złymi szły dobre, który było o wiele więcej i chyba natłok zbyt wielu informacji powodował mi taki straszny ból głowy.
- Wujku przestań! To idzie za daleko!- Krzyknęła Jun podbiegając w moim kierunku osłaniając swoim ciałem mnie i Meg, która patrzyła na mnie bardzo zmartwiona.
    Niebieskooka nastolatka podeszła do mnie i powoli zmusiła bym uklęknął na podłodze. Jej lewą dłoń, którą trzymała na moim czole otoczył błękitny płomień. Ból zniknął, ale również z nim świadomość o moim otoczeniu. Czułem się jakbym zapadł w sen. W bardzo spokojny sen, który wyjaśniał mi całą przeszłość, ale powoli i w odpowiednim porządku. Cały czas czułem to ciepło, które mnie otoczyło i chroniło od emocji, jakie czułem jako mały chłopiec. Widziałem, rozumiałem, pamiętałem po tym kim jestem, dlaczego tu jestem i jak bardzo zależy mi na tej dziewczynie, ale nie mogłem zrozumieć jednego. O jakim potworze oni mówili? Przecież Megami prócz paru wybitnych zdolności jest całkowicie normalna, a przynajmniej nie biorąc pod uwagę jej dziwnego zachowania.
 En Tao

 Ching Tao


poniedziałek, 9 lutego 2015

Prolog

  Earthland, Magnolia rok XX797

    W szarym domu w głębi lasu, który był zbudowany wokół ogromnego drzewa panował jak zwykle ogromny szum. W budynku była kobieta o złotych włosach, która goniła dwa blado niebieskie koty, które zabrały jej łyżkę do pieczenia ciasta i cukier. Mężczyzna o ciemno łososiowych włosach siedział w fotelu trzymając małą dziewczynkę na kolanach i czytając jej bajkę. Dziesięcioletnie dziecko miało jasne niebieskie oczy i platynowe blond włosy, który lekko podkręcały się u dołu. Cienkie brwi i uśmiech, który odziedziczyła po matce wywoływał ciepły chichot u zielonookiego mężczyzny, który delikatnie głaskał ją po głowie, kiedy jego córka próbowała dzielnie czytać wyrazy, których nie mogła zrozumieć. Przy jego nogach leżał duży biały pies o jaskrawych zielonych oczach od czasu do czasu otwierał je by zobaczyć, czy przypadkiem dwa małe latające koty nie naruszyły jego przestrzeni osobistej, która obejmuje cały salon. Jego pan jedynie przewracał oczami słysząc jak kobieta w jasnej żółtej sukience do kolan zagraża dwóm kociakom jeśli nie oddadzą jej rzeczy. Na marne starał się by jego najmłodsze dziecko mimo wszystko nie nauczyło się przemocy od brązowookiej, która obecnie goniła dwa exeedy grożąc im wałkiem do ciasta. Dziewczynka cicho dopingowała swoją matkę uznając, że książką ją nudzi. Co chwila zerkała w kierunku drzwi czekając aż jej starsze rodzeństwo wpadnie z krzykiem wywarzając dębowe wrota po raz setny w tym roku. Nagle biały samiec poderwał uszy do góry i stanął na równych nogach. Mężczyzna warknął groźnie ochronnie obejmując córkę, kiedy wstał z fotela i pobiegł do żony, która trzymała ogromnego psa za obrożę. Zwierzę szczekało i warczało próbując wyrwać się i pobiec w stronę drzwi. Bez trudu by je zniszczył skoro nie był zwykłym psem. Jego najeżone futro i zwężone źrenice były tego doskonałym dowodem.
- Lucy, weź Megami i schowajcie się w piwnicy. - Warknął mężczyzna, kiedy jego opalona skóra była pokrywana przez czerwone łuski, a o czy przybrały jaskrawą barwę.
- Uważaj na siebie Natsu.- Poprosiła kobieta całując krótko smoka, który warknął pocieszająco odwzajemniając krótki pocałunek. Pocałował córkę w czoło mierzwiąc jej grzywkę i uśmiechajac się szeroko nie wiedząc, że po raz ostatni słyszy słowa "Kocham cię tatusiu"
- Nie ma czasu ruchy!- Pogonił je po czym wybiegł s salonu kątem dostrzegając jak kobieta przytakuje mu będąc na granicy łez. Brązowooka z dziesięciolatką na rękach pobiegła do sypialni. Dotknęła trzyma palcami jednej z czarnych plam w drewnie, a w kilka desek osunęły się pokazując schody prowadzącego do schronu. Pies szybko zbiegł na sam dół, a za nim zeszły dwie blondynki. Przejście od razu się zamknęło, a przed nimi rozpięła się sieć korytarzy, które prowadziły do różnych wyjść, jedno wychodziło nawet kilka mil po za Magnolie.
- Rin prowadź nas.- Szepnęła kobieta przywiązując do obroży pupila długą czerwoną wstążkę. Uśmiechnęła się ciepło w kierunku córki, która spojrzała na nią poważnie, ale i jednocześnie niezwykle spokojnie.
- Nic nam nie będzie, nie martw się tak mamo.- Powiedziała głosem, o tonacji podobnej do jej ojca, kiedy mówił, że wszystko będzie dobrze. Brązowooka zaśmiała się cicho nie mogąc uwierzyć jak jej córka idealnie harmonizuje charakter rodziców i jej babci.
     Blondynki szły za śnieżnym przewodnikiem po sieci niekończących się tuneli. Kobieta odczuwała zmęczenie, ale niebieskooka ciągnęła ją dalej. Magini gwiazd doskonale widziała jak mięśnie jej dziecka są napięta i, że jest gotowa do skoku w każdej chwili. Lucy zauważyło światło, ale miała niezwykle złe przeczucia. Chciała natychmiast zawrócić wiedząc, że wróg ich jeszcze nie zobaczył, a co ważniejsze nie wczuł, ale jej córka w mgnieniu oka była pokryta jasnym złotym światłem i zniknęła Dragneel z oczu. Rin wybiegł za nią, ale został odcięty przez armię trupów. Megami była dużo mniejsza jako smok, w końcu miała 10 lat i nawet nie weszła w okres dojrzewania jako smok, a mimo to osłaniała matkę własnym ciałem rozkładając skrzydła i stając na tylnych łapach. Z jej pyska wydobywał się niebieski ogień, który palił wszystko. Dziewczynka nie patrzyła na to, czy ktoś miał dla niej litość, czuła krew ojca i to jej wystarczyło do całkowitej destrukcji przeciwników. Niestety była młoda i niedoświadczona w walce z tak licznym wrogiem. Zdążyła jedynie uderzyć matkę ogonem, kiedy zamaskowani mężczyźni rzucali w nią sztyletami by zaplątać ją w sieć i uciec. Był to czas, kiedy błękitny księżyc wszedł, a rozwścieczony ryk czerwonego smoka rozległ się po okolicy płosząc zwierzynę, budząc dzieci i siejąc strach w sercach każdej żywej istoty. Jego skrzydła były poranione, a przy przednich łapach znajdowała się kałuża ze stopniałego żelaza, które wciąż skapywało z pyska ogromnego potwora, który mimo licznych ran biegł w stronę krzyku córki niszcząc po drodze każdego, kto chciał go zatrzymać. Jednak kiedy dotarł na polane dostrzegł jedynie nieruchome ciało jego przemienionego dziecka. Otwierając oczy nie pokazywała strachu, lecz pociechę i cichą obietnicę powrotu, zionął ogniem niszcząc resztę armii wroga składającą się z żywych trupów. Megami zniknęła w jasnym świetle, a jej ostatnim krzykiem była obietnica powrotu do domu. Czerwona bestia zaczęła węszyć nawołując swoje dziecko, ale ani głos, ani zapach nie docierały już do ziejącego ogniem stworzenia, które w napadzie gniewu niszczyło wszystko, co było blisko niego. Lucy przytuliła się do łapy stworzenia ukrywając w niej swoją twarz zalaną łzami bólu i bezradności. Smok zniżył swój łeb kładąc się na ziemi i obserwując palące się drzewa przed nim. Jego serce rozrywane przez ból i wściekłość biło mocno w jego klatce piersiowej. Nawet kiedy dwójka jego starszych dzieci przybiegła z krzykiem próbując porozumieć się z rodzicami uspokoiła się,  widząc po raz pierwszy w życiu jak ich ojciec płakał. Nie musieli zgadywać wiedzieli, że ich mała siostra została porwana i nie ma szans by jej pomóc nie wiedząc gdzie jest, ani czy jeszcze żyje. Całe fairy tail szukało rozwiązania, wszystkie gildie we Fiore szukały śmiałków, którzy porwali córkę ognistego smoka. Sześć lat płaczu, podróży i bólu by dostać list otoczony złotą poświatą, który mówił, że nic jej nie jest, że tęskni, ale musi zostać w miejscu, gdzie jest ponieważ ma kogoś kogo musi chronić.
     Natsu Dragneel czuł się jakby ktoś przebił jego serce nożem. Stracił swoją małą królewnę na zawsze z powodu jakiegoś chłopca? Jego żona czytając ten list płakała z tęsknoty za swą córką, ale rozumiała i mimo wszystko chciała ją wesprzeć nawet jeśli miała jej już nigdy nie zobaczyć.
- Nie obchodzi mnie to! Jej miejsce jest tu! Zrobili jej wodę z mózgu!- Warczał Dragneel, kiedy jego ciało zapłonęło żywym ogniem, nawet wielka Tytania była bezsilna wobec gniewu ojca.
- Natsu, przyprowadzenie jej tu siłą nie zadziała. Przecież ona... Jest prawie dorosła. Proszę myśl rozsądnie.- Gwiezdna magini próbowała przekonać męża by posłuchał głosu rozsądku, on jedynie warknął groźnie.
- Moje dziecko jest nie wiadomo gdzie, przeżyło nie wiadomo co, a ty każesz mi myśleć rozsądnie?!! Dopóki nosi moje nazwisko nie będzie robiła czego chce bez mojej zgody!! Megami Dragneel wraca do domu, tam gdzie jej miejsce.- Ognisty smok obnażył groźnie swoje kły nie chcąc słyszeć żadnych sprzeciwów.
- Spróbuję coś znaleźć, może ten list ma jakąś wskazówkę.- Mówiła Levi nie chcąc narazić się na gniew przyjaciela, który ledwo wytrzymywał by nie spalić gildii na popiół. Rozumiała, jego emocje i wiedziała, że Gajeel zachowywałby się pewnie tak samo, kiedy jego syn zostałby by porwany, a kilka lat później napisał, że nic mu nie jest, ale wrócić nie może bo ma misje opiekowania się jakąś dziewczynką.
- To się nie skończy dobrze.- Mruknęła Lisanna przytulając blondynkę chcąc dodać jej otuchy podczas gdy reszta próbowała ugasić płonące stoły, które "stanęły" na drodze dragon slayer'a, kiedy wychodził z budynku.
- Tata nie spocznie, póki Megi nie wróci. Mają specyficzną więź nigdy jej nie rozumiałam, ale teraz wydaje mi się, że jest podobna jak do tej jaką ma z mamą, lecz działa na innych zasadach. Megami jest jego kotwicą, zawsze się powstrzymywał i uważał ponieważ miał kogoś o kogo musi się troszczyć jako następce jego żywiołu. Teraz czuje się osaczony, wypowiedziane nieposłuszeństwo wywołane przez chłopca nie ujdzie bez kary.... Ojciec chce chronić swoją rodzinę, a bez Megi to nie to samo. Nawet Ryuu jest bardziej drażliwy niż zwykle, ciągle chodzi na misje by spuścić trochę pary inaczej rozniósłby całe miasto... Mamo nie martw się jesteśmy Dragneel mówimy to co nam ślina przyniesie na język, a niekoniecznie mamy to na myśli. Tata po prostu jest przerażony myślą, że więcej nie zobaczy swojego najmniejszego skarbu.- Nashi spojrzała na swoja rodzicielkę z tą samą miłością jaką ona na nią patrzyła od dnia, kiedy się narodziła. Kobieta zaśmiała się smutno, ale szepcząc ciche podziękowania również wyszła z gildii by uspokoić zrozpaczonego i zaślepionego gniewem smoka, który ukrył się w swojej jaskini rozmyślając w samotności.
- Znajdę cię Megami, obiecuję.- Mruknął, kiedy poczuł zapach swej partnerki, który uspokoił go na tyle by mógł spać i uspokoić swoje nerwy. Nie wiedział, że w tym czasie jego córka patrzy w rozgwieżdżone niebo i szuka konstelacji smoka, jak każdej bezchmurnej nocy by poczuć komfort ojca. jednak tej nocy zobaczyła czerwoną kometę przekreślającą granatowe niebo prosto przez oko smoka ułożonego z gwiazd na niebie. Zamknęła swoje oczy, a po policzkach spłynęły jej ciche łzy tęsknoty.
- Wrócę. Obiecuję ci tato, że wrócę. Przysięgam na nasze nazwisko.- Otworzyła oczy czując przez krótką chwilę ciepłe powietrze z zachodu, a gwiazdy zabłysły jaśniej. Niebieskie oczy nastolatki zabłysły jasno, otarła łzy i rozpościerając swe skrzydła odleciała by czekać na spotkanie swojego podopiecznego.

Tajna siedziba Tao, która później została zniszczona.