piątek, 20 marca 2015

VII Myśli

Megami
  Czekałam w ogrodzie, a raczej w miejscu, którego kiedyś można było tak nazwać. Siedziałam na wielkim głazie i bawiłam się wachlarzem, dzięki któremu miałam kilka asów w rękawie. Podniosłam się na równe nogi, kiedy wyczułam zbliżającego się ucznia. Byłam sobą bardzo rozczarowana. Ching miał rację nie panuje nad tymi emocjami. To był czysty instynkt, nigdy nie zapomnę tych scen... mój pierwszy raz i w ogóle go nie pamiętam!!!
- Meg?... Co robisz na tych treningach?- Spytał znudzony, kiedy wyrwałam się z moich zamyśleń i zwróciłam na niego uwagę. Poczułam ulgę widząc, że się nie zmienił mimo jego dorastania.
- W ciągu minuty musimy się tam wspiąć i w ciągu pół zejść włącznie z przerwami... na ćwiczenia.- Dodałam widząc jak ulga wyparowuje z jego twarzy i przeradza się w przerażenie. Uśmiechnęłam się ciepło i pogłaskała go delikatnie po grzywce przypominając sobie jaki bym energiczny kiedy był dzieckiem. Wydawał się oburzony moim czynem, ale nic nie powiedział. Prychnął i skierował się w stronę ścieżki, która prowadziła na skalisty szczyt.
- Masz więcej czasu niż minuta, ale dlatego bo jesteś zmęczony i zbyt ciężki trening może ci bardziej zaszkodzić niż pomóc. Umówmy się tak... Jeśli czujesz zmęczenie przestajesz, dobrze?- Spytałam mierząc go wzrokiem godnej najlepszej opiekunki. W odpowiedzi usłyszałam prychnięcie i po krzyku start zajęło mi 40 sekund by dotrzeć na szczyt. Lenny był dopiero na początku i z trudem biegł. Szczęka opadła mu do ziemi i pewnie głowił się jak taka prędkość może być możliwa... gdyby miał ojca smoka też by tak mógł. Nie bez przyczyny podnoszę rzeczy, które są nawet dziesięć razy cięższe ode mnie.
- Spokojnie Lenny jak skończysz spotkamy się na dole!- Krzyknęłam kiedy po 10 minutach minęłam go w połowie drogi dyszącego niczym pies w upale. Spojrzał na mnie jak bym miała trzy głowy i powlekł się dalej cudem utrzymując się na nogach, które chwiały mu się niczym, gałęzie drzewa na wietrze.
- Jesteś dziwna!- Pisnął zmordowany, ale "biegł" dzielnie dalej podczas gdy ja miałam czas na pobijanie swoich rekordów.
     Około godziny dwudziestej skończyłam mój trening i czekałam aż panicz Tao się obudzi ponieważ zemdlał z wyczerpania.
- Może byłam za surowa?- Spytałam się w sumie siebie samej, kiedy przewiesiłam chłopaka przez ramię podobnie jak mój ojciec robił z moja matką, kiedy chciał ją zdenerwować i wróciłam do posiadłości. Szamani jedli i się bawili ponieważ wieczór mieli wolny. Medium o dziwo mnie zignorowała, za co byłam jej bardzo wdzięczna. Poszłam do sypialni zielonookiego i położyłam go na łóżku. Wyglądał bardzo spokojnie kiedy spał. Taki mały aniołek, który nie może skrzywdzić muchy.
-Tak, jak te pozory mylą.- Mruknęłam na pod nosem idąc do łazienki po mokry ręcznik by wytrzeć twarz bruneta. Po raz pierwszy w życiu widziałam, żeby z jego twarzy lała się woda. Otarłam mu ją i odtrąciłam kilka kosmyków włosów, które przykleiły się do jego mokrej twarzy. Pamiętałam jakby to było wczoraj. Zielonooki biegał po całej sypialni i uciekał przed pokojówkami krzycząc, że nie pójdzie spać. Oczywiście po godzinie był zmęczony, a kobiety wściekłe i wkraczał ja z magiczną ręką usypiania. Przez dwa lata obiecywałam mu prawie co noc że jak podrośnie będzie mógł trenować ze mną. Był taki energiczny, uparty i pewny siebie. Trudno było mu zaprzeczyć w czymkolwiek. Teraz jest starszy. Na pierwszy rzut oka  już w pierwszy dzień naszego spotkania mogłam stwierdzić, że bardzo się zmienił nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru. Już nie był słodkim i posłusznym chłopcem, tylko upartym, zawziętym, wygadanym, złośliwym, pyskatym nastolatkiem, który w brew pozorom potrzebuje miłości, choć broni się od jak przed ogniem.
- Zostań.. Nie odchodź.. Megi.- Lenny złapał mnie mocno za nadgarstek cudem nie przyprawiając o zawał serca. Naprawdę ten dzieciak kiedyś wpędzi mnie do grobu.
- Nigdzie nie idę Lenny.- Powiedziałam łagodnie nachylając się nad nim, by usłyszał mój cichy głos. Jego uchwyt na moim nadgarstku był silny i jedno przewrócenie się na drugi bok pociągnęło mnie za nim. Żyłka na czole zaczęła mi niebezpiecznie drgać. On naprawdę myśli, że jeśli robi to przez sen to nic mu nie zrobię?! Od małego ciągle się do mnie tulił, ale teraz to jest nie tyle stresujące, co niewygodne. Zmuszona, przez dziecko do małżeństwa, przespałam się z nastolatkiem przed ślubem ( nie żeby moi rodzice byli lepsi) i mam się zachowywać normalnie?? Przepraszam, ale ja też mam swoją dumę i przestrzeń osobistą!
- Jestem ciekawa ja jutro zareagujesz Lenny.- Uśmiechnęłam się złośliwie już słysząc jego makabryczne krzyki i jąkanie się. Och moja zemsta będzie słodka!
    Następnego ranka obudził mnie huk spadania czegoś ciężkiego na podłogę. Otworzyłam leniwie oczy i przeczołgałam się na drugi brzeg łóżka by spotkać się z zielonymi oczami wojownika, który masował sobie tylną cześć ciała.
- Kiedy byłeś mały ciągle ze mną spałeś. Nie rób z igły widły z resztą to nie ja przez sen nie pozwałam ci odejść.- Powiedziałam jakbym czytała mu w myślach. Otworzył szerzej oczy i gdy miał furknąć na mnie w odpowiedzi znów upadł na podłogę, a jego twarz przybrała kilka odcieni czerwieni.
- Mógłbyś Lenny rano tak nie hałasować? Jestem zmęczona.- Zasłoniłam usta dłonią by ukryć moje długie ziewnięcie. Kontem oka dostrzegłam czwartą rano na budziku i postanawiając spać dłużej okryłam się kocem i poszłam spać zostawiając na ziemi biednego szamana, który bezgłośnie ruszył na drugą stronę łóżka z nowym kocem ponieważ pod jednym byłam ja, a na drugim leżałam, więc nie miał wyboru jak pójść do MOJEGO pokoju i wziąć MÓJ koc.. Później odrobi to w treningach będzie tak zmęczony, że następnym razem pomyśli za nim weźmie ode mnie cokolwiek.
- Jak ja się w to wpakowałem?- Mruknął za nim znów poszedł spać, a przynajmniej powinien choć jestem pewna że był za bardzo rozbudzony po bliskim spotkaniu z brązową podłogą żeby znów usnąć.
Obudziłam się około godziny później, Len siedział w fotelu i czytał książkę. Był tak zagłębiony w swej literaturze, że nawet nie zauważył, kiedy wyszłam się przebrać i wykąpać. Potem wróciłam do jego sypialni i zastając go w tej samej pozycji przewróciłam oczami. Podeszłam do niego i delikatnie zabrałam mu książkę. Jego wzrok automatycznie wylądował na mnie. Normalnie by wrzeszczał i krzyczał by oddano mu książkę, ale na mnie jakoś nigdy nie krzyczał... A przynajmniej jak krzyczał to było bardzo epizodycznie.
- Co robisz?- Spytał w zamian uważnie obserwując jak wkładam zakładkę w miejscu gdzie przerwałam mu czytanie i odkładam książkę na jego biurko.
- Śniadanie i trening.- Odpowiedziałam słodko, chichocząc słysząc jego jęki. Brakowało mi jego dziecinnego zachowania.
- Nie zachowuje się dziecinnie!- Krzyknął naburmuszając lekko policzki. Spojrzałam na niego zdziwiona. Nigdy nie mógł przeczytać moich myśli, mam za silną blokadę dla ludzi z mocą podobna do niego jak nie silniejszą.
- Słyszę twoje myśli... Ja je słyszę!! HA!! I co teraz powiesz Anna?! Jestem niesamowity!- Krzyczał zrywając się ze swojego ulubionego miejsca, by skakać po pokoju niczym tygrys z Kubusia Puchatka.
- Jak?- Spytałam zdezorientowana, nie rozumiałam jak to jest możliwe. W końcu jestem smokiem, człowiek nie może mi czytać w myślach.
- Nie wiem, ale wczoraj kiedy mnie wymordowałaś słyszałem ciche głosy. Przez całą noc je słyszałem i rano medytowałem z tą książką... nie pytaj jak to możliwe... i tak mnie oświeciło! Ten tatuaż mi to umożliwił!- Mówił z wielką radością, co mnie trochę zaniepokoiło. Jego radosny uśmiech szybko zmienił się w złośliwy. Przełknęłam głośno ślinę mając bardzo złe przeczucia.
- Ty nie słyszysz moich, ale ja twoje tak. W każdej chwili mogę przeczyścić ci całą główkę z twoich tajemnic.- Powiedział tonem podobnym do jego ojca, kiedy proponował mi "wolność". Cofnęłam się o kilka kroków, po raz pierwszy w życiu poczułam strach.
- Ale tego nie zrobię. Sama mi wszystko powiesz w końcu jesteś moją narzeczoną.- Powiedział spokojnie, choć w głosie dało się wyczuć nutę rozbawienia. Jego oczy uważnie mnie skanowały, czułam się naprawdę nietypowo. Z jednej strony byłam szczęśliwa, że uszanował moją prywatność z drugiej byłam przerażona. Nie miałam drogi ucieczki od tego, zwłaszcza po wczorajszej nocy.
- Kiedy będę gotowa powiem ci wszystko, co chcesz wiedzieć, ale... Nikt inny nie ma prawa wiedzieć o tym. Rozumiesz?- Brunet skinął głową głową i skrzyżował ramiona na wysokości klatki piersiowej podnosząc twarz dumnie. Na jego twarz gościł zarozumiały uśmieszek, a oczy błyszczały iskierkami złośliwości.
- Doskonale. Teraz idziemy jeść. Musisz nabrać sił by pokonać tą górę w minutę.- Uśmiechnęłam się ciepło wychodząc z pokoju ciągnąc go za ramię ignorując jego protesty. Zrobię z niego takiego męża smoka, że mój ojciec będzie ze mnie dumny! Przy okazji Lenny przeżyje z nim bliskie spotkanie jeśli dam radę wrócić do domu.
- Szybciutko Lenny trening czeka!- Zachichotałam, kiedy zobaczyłam jego przerażenie na twarzy.
- Megami! Jesteś potworem!- Krzyczał kiedy wyprowadzałam go siłą z jadalni. Jego przyjaciele stali prosto niczym żołnierze salutując mu.
- Oddajemy ci cześć generale Tao. Umieraj z godnością.- Mówił Trey, podczas gdy reszta miała łzy w oczach przytakując niebieskowłosemu.
- Tak sir!- Krzyknęli chórem. Mój były podopieczny ma takich zabawnych przyjaciół!
- Ja nie chcę umierać!- Jęczał szaman, kiedy drzwi się za nami zamknęły zostawiając chłopaka na moje widzi misie. Gdybym nie była w tak dobrym nastroju to pewnie bym mu współczuła.


piątek, 6 marca 2015

VI Wiosna część 2

Len
   Obudziłem się z nieprzyjemnym kuciem w okolicach mojego barku, ale obok mnie leżało coś i było bardzo ciepłe. Po chwili poczułem to ciepło również na moim barku. Nie chciałem otworzyć oczu bo byłem zbyt zadowolony tym ciepłem. Bardziej wtuliłem się w mój mały grzejnik i musiałem usnąć. Kiedy się obudziłem widziałem przed sobą tylko blade blond włosy. Poderwałem się do siadu i spojrzałem w na twarz nastolatki, która patrzyła na mnie równie przerażona, choć jej wzrok cały czas utrzymywał się na moim lewym barku.
- Ja... ja...- Jąkałem się niesamowicie. Nie pamiętałem co się stało, ale patrząc na nasze postaci doskonale się domyśliłem, co mogło zajść.
- Lenny? Wszystko w prządku?- Spytała Megami siadając powoli uważając, by kołdra pozostała przy jej klatce piersiowej.
- Czy w porządku? Zwariowałaś?! Zmarnowałem ci życie!- Mówiłem przerażony, kiedy wspomnienia zaczęły wracać i naprawdę nie była to noc moich marzeń, ale jeśli Meg sobie to przypomni to się zabije, a tego nie przeżyje.
- Który jest dzisiaj?- Spytała spokojnie. Spojrzałem na nią zdezorientowany. Wydawała się całkowicie inna, a właściwie taka jaka była kiedy byłem mały!
- Hmy?... Drugi dzień wiosny.- Powiedziałem lekko zmylony patrząc na datę na laptopie, który swoją drogą znikąd znalazł się na moim stoliku nocnym.
- I po zawodach.- Mruknęła po nosem. Wstała i otoczyły ją niebieskie płomienie tworząc na niej białą sukienkę do kolan z czarną koronką i z fioletowym gorsetem bez rękawów wiązaną z tyły szyi. Włosy po rozczesaniu związała czerwoną wstążką w warkocz spojrzała na mnie z ciepłym uśmiechem i wyszła.
- Co tu się właśnie stało?- Spytałem patrząc na mojego ducha stróża, który zachichotał nerwowo. Spojrzałem na niego ostro. Nie miałem czasu na zabawy w kotka i myszkę wiedząc, że Bason coś wie i nie chce mi powiedzieć.
- To bardzo zabawne... Panienka straciła wczoraj kontrolę i coś w jej wnętrzu przejęło ją, a raczej całkowicie zagłuszyło jej zdrowy rozsądek. Panicz również wydawał się w transie, ale gdy mistrz próbował z nią rozmawiać to ekchem tak na pewno pan wie, co się działo.- Śmiał się nerwowo duch widząc jak otacza mnie mroczna aura. Byłem wściekły i cały ten gniew ze mnie wypływał.
- Tak, doskonale pamiętam tą noc. Miałem na myśli żebyś wyjaśnił mi dlaczego to się stało. I za nim zaczniesz zwalać winę na moje hormony powiedz mi, czemu tak bardzo swędzi mnie kark!- Warknąłem masując kujące miejsce. Przecież się nie przyznam tej paple, że kark mnie boli. Bason spojrzał na mnie i wzruszył ramionami.
- Tego paniczu nawet ja nie wiem.- Powiedział zasmucony i zniknął niczym kamfora, kiedy jeden z moich sztyletów prawie przebił mu się przez ten zardzewiały hełm. Warcząc pod nosem przebrałem się, a raczej umyłem i ubrałem. Pokojówka posprzątała moją sypialnię i pod groźbą śmierci nie pisnęła nawet słówka o tym, co znalazła w tym pokoju.
    Zszedłem do jadalni by być powitanym przez narzeczoną, która jakby nigdy nic posadziła mnie przy okrągłym stole i podała mi ogromny talerz z moimi ulubionymi ostrymi smakołykami. Złość od razu mi przeszła i zająłem się jedzeniem od czasu do czasu spojrzałem na nastolatkę, która jadła na przeciwko mnie ze swoją tradycyjną aurą troski, współczucia, miłości i opiekuńczości. Oczywiście, kiedy przyszła Anna i spojrzała na moje jedzenie, jakby było z kosmosu, miało czułki i się ruszało Megami spadł uśmiech a zastąpił go grymas niezadowolenia i irytacji.
- Dzień dobry.- Przywitałem się nawet nie patrząc na panią demon, kiedy sięgnąłem po mleko i na powrót zająłem się moim małym rajem. Ja nie wytrzymam tej rozmowy psychicznie!
- Lenny powoli, bo się udławisz.- Pouczyła mnie jasna blondynka, a na jej twarzy ponownie zagościł  ciepły uśmiech.
- Traktujesz go jak dziecko.- Zadrwiła medium, którą oboje staraliśmy się całkowicie zignorować.
- Kończ już Lenny. Mam dla ciebie trening.- Niebieskooka czekała, aż wstanę i dopiero wtedy wyszliśmy na dziedziniec, gdzie stały kolumny i liny pomiędzy nimi.
- Masz pokonać całą tą linię w jak najkrótszym czasie włącznie z wejściem.- Powiedziała trzymając w dłoni czerwony stoper. Przytaknąłem niechętnie, ale wiedziałem, że jeśli nie wykonam polecenia to wszystko będzie na moją niekorzyść. Tak więc od 11:00 do szesnastej siedziałem na dziedzińcu i ganiałem po tym drucie w jedną i w drugą stronę. Oczywiście to nie było zwykłe chodzenie w tą i we w tą. To była walka o życie, czyli innymi słowy istne pole tortur. Moi przyjaciele mieli własne pompki i brzuszki, więc kiedy się spotkaliśmy na obiedzie współczułem im całym sercem, bo teraz wiem, co czuli przez ten cały czas.
- Mój Yoh zrobił dzisiaj tysiąc brzuszków, dwie godziny siedzącego psa, dwie mile, trzysta przysiadów, i dwieście pompek.- Mówiła oschle Anna obserwując jak jej rywalka siedzi obok mnie i w kółko przeprasza za dzisiejszy trening całkowicie olewając istnienie wściekłej blondynki.
- Przepraszam Lenny! Nie chciałam zrobić ci krzywdy!- Płakała niebieskooka ignorując moje słowa żeby się nim tak mną nie przejmowała.
- Megi, nic mi nie będzie. Jestem tylko trochę zmęczony.- Próbowałem ją przekonać, ale kobieta swoje wie. Ta dziewczyna naprawdę wie jak spowodować bym nie był na nią zły.
- Mogło ci się coś stać.- Mówiła z niepokojem przykładając mi butelkę z zimnym mlekiem z lodówki do czoła i później policzków uważnie sprawdzając, czy wciąż tak ciężko sapie.
    Byłem przyzwyczajony do jej nadmiernej troski i trochę mi to schlebiało, że tak bardzo się mną przejmuję podczas gdy medium gotowała się ze złości bo z chęcią by wszystkich wykończyła.
- Potrenujesz ze mną dzisiaj?- Spytała nagle nastolatka patrząc z zainteresowaniem na swój sok pomarańczowy. Moje oczy powiększyły się i były niczym spodki od herbaty. Miałem osiem lat i moim marzeniem było trenować z nią, a teraz sama mi to proponuje! Jak to nie skorzystać z takiej okazji?!
- Jeśli chcesz.- Mruknęłam udając, że jest mi to obojętne, ale naprawdę to wewnątrz skakałem z radości.
- To wspaniale. Bądź gotowy za godzinę o i ubierz szalik jeśli zmienisz bluzkę.- Dodała dotykając ręką barku rumieniąc się przy tym lekko. Moja twarz wcale nie wyglądała lepiej, ale zawsze mogłem zrzucić winę na ciężki trening. Blondynka wstała od stołu i zniknęła za drzwiami. Mnie szturchnął Trey i wskazał na Kyoyame, której para uszami zaraz miała wyjść.
- Megi~chan powiedziała, że zna wielkiego szamana, który ma mnie trenować do turnieju.- Powiedziałem z złośliwym uśmieszkiem, śnieżynka miała już krzyknąć ze złością, że na to nie zasługuje, ale szturchnąłem go w żebra. Oboje mieliśmy uśmiechy godne największego złoczyńcy przyprawiając o dreszcze resztę drużyny.
- To nie fair krótko majtku! Ja też powinienem mieć takiego trenera.- Krzyczała niebieska czapa by nie narobić podejrzeń, że kłamię na złość naszej królowej. 
- Trzeba mieć taką narzeczoną śnieżynko. Właśnie Megi~chan powiedziała, że pojedzie ze mną na trening i osobiście mnie przeszkoli. W końcu posiadła wiedzę największych szamanów. Moja narzeczona jest doskonała. Prawda Anno?- Spytałem Wychodząc za nim medium miała okazję zniszczyć kubek rzucając nim o drzwi by mnie trafić, ale na jej pecha gdy jest wściekła ma słabego cela. Teraz jedynie zostało mi przeżycie treningu blondynki i wybycie z niej informacji o tym, co znaczy ten tatuaż na mojej szyi.
Sukienka Megami




poniedziałek, 2 marca 2015

V Wiosna część 1

Megami
   Po naszym treningu wróciliśmy do posiadłości. Jestem szczerze pełna podziwu, że mój były podopieczny tak szybko przypomina sobie magię. Mam nadzieje, że nigdy się nie dowie kim była jego babcia. Ja znam ją aż za dobrze, jednak Fugi i Len odziedziczyli po niej jedno... moc. Ching ożenił się z nią dla władzy, a przynajmniej tak myślą Tao. Dzięki Bogu, En i reszta rodziny nie odziedziczyli po niej magii, która pochodziła z mojego świata. Mogę sobie już wyobrazić jak wszyscy szamani porywają smoki z mojego świata, by po ich zabiciu władać wielką mocą, czyli magią.
- Megi! Megami!- Krzyczał zielonooki machając mi przed twarzą rękom. Wydawał się lekko oburzony, że go nie słucham, ale jego nadymane policzki szybko zniknęły. Oburzenie zastąpiła troska, a chłodne oczy przybrały cieplejszy odcień.
- Tak?- Spytałam wyrwana z zamyśleń obserwując jak chiński wojownik obserwuje mnie uważnie i podnosi jedną brew mimiką karząc mi wyśpiewać wszystko, czego on nie mógł odczytać z mojej głowy. W takich sytuacjach ubóstwiałam fakt, że mój ojciec jest smokiem i nikt mi w głowie mieszać nie może.
- Tak sobie myślałam.- Powiedziałam wymijająco, ale brunet złapał mnie za nadgarstek i spojrzał wyczekująco wyraźnie nie zadowolony taką odpowiedzią.
- Jak to jest... am, no ten... miłość!- Palnęłam spanikowana, kiedy moja przestrzeń osobista została poważnie naruszona. Dlaczego on musi być mojego wzrostu?! Co ja ci świecie takiego zrobiłam, że mnie tak bardzo nienawidzisz?!
- Miłość?- Spytał podnosząc obie brwi wyraźnie zdziwiony i rozbawiony moją reakcją.
- Tak! Dokładnie, miłość hehe...- Zaśmiałam się nerwowo, ręce zaczęły mi się pocić, a w brzuchu poczułam jak wiąże mi się węzeł. Len spojrzał na mnie sceptycznie, ale westchnął zirytowany by położyć dłoń na oczy. Po chwili skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej i pokręcił z rozbawieniem głową.
- Powiedzmy, że ci wierzę.- Powiedział rozbawiony stykając się ze mną czołami. Spojrzał mi w oczy jakby szukał w nich prawdy po czym się odsunął i z złośliwym uśmieszkiem poszedł do jadalni. Zostawił mnie samą z łomoczącym sercem i bardzo zmyloną.
- Tao!!- Krzyknęłam wściekła i pobiegłam za tym wcieleniem diabła, który był słodki, przystojny, uroczy i opiekuńczy i... no dobra Megami otrząśnij się! Jesteś u niego w domu dopiero jeden dzień. Opanuj się dziewczyno! Potrząsnęłam mocno głową, przed wejściem do jadalni. To co tam ujrzałam do końca życia będzie mnie prześladować. Len gonił Afroamerykanina, który uciekał przed nim z jego zieloną koszulką. Nie wiedziałam, kiedy zdążył się przebrać i prawdę mówić mało mnie interesowała w obecnej chwili. Niebieskowłosy szaman w ubraniu typowym dla północnych plemion leżał na krześle i klepał swój nabrzmiały brzuch, szatyn z pomarańczowymi słuchawkami we włosach zasnął z otwartymi oczami podbierając swój podbródek na dłoni. Nastolatek o zielonych włosach, który nie wyglądał na więcej niż trzynaście lat siedział w koncie i z przerażeniem oglądał jak niski chłopiec krzyczy na swego laptopa, pseudo Elvis szuka go wszędzie krzycząc " Mój protegowany!". Nekromanta był zapatrzony w powietrze od czasu do czasu mówiąc "Moja droga Elajzo." Dwie dziewczyny jedna o różowych włosach leżała na podłodze z czerwoną twarzą, a jej przyjaciółka o niebieskich włosach krzyczała " Trey! Nie jedz jak świnia!" do za pewne swego brata, który nic, a nic sobie z tego nie robił.
    W końcu do pomieszczenia wtargnęła blondynka z demoniczną aurą. W mgnieniu oka wszyscy zatrzymali swe czynności i spojrzeli na rozwścieczoną blondynkę o krótkich włosach. Ja byłam zbyt zajęta oglądaniem klatki piersiowej mojego narzeczonego, żeby skupić się na awanturniczej nowej koleżance.
- Co tu się wyrabia?!- Wydarła się na całą posiadłość wyrywając mnie z rozmyśleń nad mięśniami młodego Tao.
- Chłopcy zacieśniają swoje więzi.- Odpowiedziałam spokojnie, wtedy oczy wszystkich bez wyjątku spojrzały na mnie zdając sobie sprawę, że prócz pani demon jest w tej sali ktoś jeszcze.
- Ach ty jesteś nowa.- Powiedziała wyraźnie zirytowana nastolatka, która była na oko około dwa lata ode mnie młodsza.
- Nie jestem żadna nowa. Byłam tu pierwsza i jeśli ktoś tu jest nowy to chyba raczej ty złociutka.- Powiedziałam wyraźnie zirytowana zachowaniem blondynki i jej niewyparzonym językiem.
- Wybacz panienko, ale jakbyś nie zauważyła twój status nic mnie nie obchodzi. Tak samo, czy jesteś narzeczoną tego bałwana, czy też nie.- Powiedziała uśmiechając się podle. Zmrużyłam niebezpiecznie oczy, kiedy czarnooka zrobiła kilka do przodu.
- Powinno cię to jednak obchodzić skoro jesteś na moim terenie i w każdej chwili mogę ci zrobić krzywdę.- Powiedziałam pokazując lekko swoje kły. Od razu dostrzegłam jak staje wryta i po skroni spływa jej zimny pot.
- Megami. Wystarczy.- Powiedział ostro zielonooki, który miał już założoną bluzkę i stanął metr przede mną.
- Nie ujawnij się tak pochopnie. Nie potrzebujemy więcej problemów,dobrze?- Spytał ledwo słyszalnie dla normalnego ucha. Spojrzałam na niego ostro, ale mimo to nie ustępował. Wypuściłam głośno powietrze i niechętnie skinęłam głową.
- Megi to Anna Kyoyama jest medium i narzeczoną Yoh Asakury.- Szaman wskazał na szatyna, który uśmiechał się teraz głupawo. Prychnęłam krzyżując ramiona na wysokości klatki piersiowej.
- Pilika i jej brat Trey Usui.- Kontynuował niewzruszony moim zachowaniem, co oczywiście zirytowała mnie jeszcze bardziej.
- Jocko McDalniel , Morty Manta, Rio Umemya, Layserg Diethel i Jonatan Faust VIII. A i na podłodze leży Tamara Tamao. Chłopaki to moja narzeczona Megami Dragneel. Nie widzi duchów, więc nie zaśmiecajcie jej głowy takimi rzeczami.- Dodał chłodno strzelając swoim przyjaciołom lodowe spojrzenie, którego nawet mój wujek nie posiadał, a przecież był magiem lodu.
- Miło mi.- Uśmiechnęłam się lekko szykując wielki plan zemsty dla mojego słodkiego przyszłego męża.
- Niezła laska!- Krzyknął szaman z północy szczerząc się jak głupi do sera, kilku jego towarzyszy przytaknęło mu ruchem głowy, ale nie śmieli się odezwać.
- Megi możemy spotkać się w moim pokoju?- Spytał zielonooki tonem, który sugerował, żeby lepiej wykonać jego prośbę. Nie bałam się go, żeby wszystko było jasne, ale to w końcu TAO, ma bransoletkę, która zablokuje moce i puf jestem zdana na jego łaskę. Wiem, aż za dobrze, że walki w ręcz to on raczej ze mną nie wybierze.
    Przytaknęłam sfrustrowana i wyszłam cicho zamykając za sobą drzwi. Przemierzając korytarze cudem czegoś nie zniszczyłam, choć na pewno coś porysowałam lub uszkodziłam. Zamknęłam drzwi do sypialni zielonookiego z hukiem i usiadłam na jego łóżku zakładając nogę na nogę i krzyżując ramiona na wysokości klatki piersiowej. Byłam bardzo zirytowana, że ten dzieciak rządzi mną jak pionkiem na szachownicy, ale teraz musiałam być cierpliwa by wysłuchać, co panicz Tao ma mi do powiedzenia, za nim ogłoszę swój bunt.
- Chcesz się zabić?!! Czy to tobie już kompletnie odbiło?!!- Wrzeszczał wściekły zbliżając się do mnie. Jego wzrok był utkwiony w moich oczach, choć kilka razy zjechał na dół, co wywołało u mnie parsknięcie i obruszenie, że nie panuje nad sobą.
- Nie krzycz na mnie. Nic złego nie zrobiłam.- Powiedziałam spokojnie powoli wypuszczając powietrze. Czułam jak oczy zachodzą mi lekką mgłą, kiedy Tao miotał się po pokoju i krzyczał, że jestem nie rozważna i głupia. Mój wzrok powędrował na kalendarz i potem na szamana, który stał przede mną i warczał wyraźnie zirytowany moją nie uwagę na jego monolog.
- Nie przesadzaj nic się nie stało. Wielkie mi rzeczy zobaczyła moje kły i co z tego?- Spytałam podrażniona. Czułam jak mój organizm zalewa fala ciepła i powoli tracę nad sobą kontrolę, co nigdy nie było dobre.
- Co z tego?! Jeśli się dowiedzą, że nie jesteś stąd zabiją cię!- Warknął będąc już na granicy wytrzymałości.
- Mnie? To ja chyba ich.- Syknęłam wstając by być na równi z chińskim wojownikiem. Jego źrenicę w ciągu kilku sekund zaczęły się zwężać i nim zdążył mi odkrzyknąć pocałowałam go. Pocałunek nie należał do ciepłych i romantycznych. Był ostry i brutalny. Mój umysł zgasł i straciłam swój rozsądek. Pojedyncze obrazy docierały do mojego mózgu. W jednej chwili Tao leżał na mnie i był jeszcze ubrany, a w drugiej pamiętam jak wbiłam swoje kły przy jego karku po mojej prawej stronie. Następny obraz to jak na jego ramieniu powstał niebiesko-złoty smok. Wydawało się, że ma tatuaż, ale to jak znak dla innych smoków, żeby trzymały się od niego z daleka i to mnie rano na pewno przerazi. Swoją drogę dzisiaj chyba był pierwszy dzień wiosny... CHOLERA!!!!!!!!
 "Tatuaż"/ Znamię Len'a
(ale jego brzuch powinien mieć jasną złotą barwę)